Czy jestem dla siebie zbyt surowy?

Transkrypcja audio

Oto pytanie, które skierował do nas jeden z naszych słuchaczy: „Witam Pastorze John! Czy sądzi pastor, że jest coś takiego, jak zbyt duża surowość chrześcijanina wobec samego siebie? W mojej świeckiej pracy często mi mówią, że jestem dla siebie zbyt surowy. Ostatnio moja żona kilka razy wspomniała, że standardy doskonałości, jakie próbuję osiągnąć w kościele, są zbyt wysokie. Nie postrzegam w ten sposób życia lub samego siebie celowo. Ale czy niskie standardy nie doprowadziłyby do akceptacji grzechu w naszym życiu? Ujmując to bardziej ogólnie, moje pytanie brzmi: czy chrześcijanin może być dla siebie zbyt surowy?”.

Nie wiem jak dokładnie wygląda bycie zbyt surowym w życiu tej osoby, dlatego odniosę się do tej kwestii w bardziej ogólny sposób: co bycie zbyt surowym dla siebie może oznaczać w kontekście usprawiedliwienia? I co bycie zbyt surowym dla siebie może oznaczać w kontekście uświęcenia? I jakie wskazówki mogą pomóc nam być odpowiednio surowymi dla siebie samych – tak, aby nie było to nadmierne lub grzeszne.

Koniec starań

To naprawdę istotne, aby ostatecznie zdefiniować w umyśle i sercu każdego wierzącego – chrześcijanina – w jaki sposób pojednaliśmy się, albo jednamy się z Bogiem jako grzesznicy; jak wszystkie nasze grzechy zostały wybaczone, nasza wina w pełni usunięta, a Boży gniew zabrany. Nie ma dla nas żadnego potępienia. Nasze sumienia są przed Bogiem czyste. Cieszymy się pokojem, pokojem, pokojem z Bogiem. Jesteśmy w Chrystusie, a Bóg jest w stu procentach po naszej stronie, a nie przeciwko nam, we wszystkim, co nas spotyka, czy to w najbardziej okrutnym cierpieniu, czy w największej przyjemności.

Jesteśmy w Chrystusie, a Bóg jest w stu procentach po naszej stronie, a nie przeciwko nam, we wszystkim, co nas spotyka.

 To naprawdę ważne, aby określić, jak to się dzieje. Odpowiedź Nowego Testamentu, chwalebnej ewangelii, jest taka, że jesteśmy usprawiedliwieni przed Bogiem jedynie przez wiarę, bez względu na jakiekolwiek uczynki dowolnego rodzaju prawa. Innymi słowy, gdy Duch Święty przemienia nasze martwe serca, by zobaczyły Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego jako prawdziwego, pięknego, cennego i wystarczającego dla usunięcia wszystkich naszych grzechów i zapewnienia nam pełnej sprawiedliwości – gdy widzimy Go w ten sposób, dzięki łasce, jako nasz najwyższy skarb, naszą wielką miłość – przyjmujemy Go jak dziecko. A gdy przyjmujemy Go w ten sposób, w tym momencie zostajemy pojednani z Bogiem na podstawie krwi i sprawiedliwości Jezusa, który umarł, by ponieść nasze grzechy i zapewnić nam sprawiedliwość. Jezus jest ostateczną, decydującą podstawą naszej akceptacji przez Boga – podstawą do tego, by Bóg był w stu procentach po naszej stronie.

Jak zatem mogłoby wyglądać bycie zbyt surowym dla siebie w kontekście usprawiedliwienia? Oznaczałoby to wymaganie od siebie:

  • by samemu być tym, kto zapracowuje na swoje usprawiedliwienie;
  • by samemu być tym, kto zasługuje na swoje usprawiedliwienie;
  • by samemu być tym, kto musi dostatecznie cierpieć, by ponieść pewną karę za swoje grzechy;
  • by samemu być tym, kto odwróci od siebie Boży gniew;
  • by samemu być tym, kto przed niebiańskim sądem będzie dość błyskotliwy, aby otrzymać wyrok uniewinniający;
  • by samemu być tym, kto znajdzie sposób na oczyszczenie przed Bogiem swojego sumienia.

Wszystko to oznaczałoby, że nie rozumiesz ewangelii. Nie przyjmujesz Boga i tego, co dla ciebie zrobił. Jesteś dla siebie zbyt surowy, wymagając, byś samemu zrobił to, co tylko Bóg może zrobić i co zrobił dla swojego ludu. Obarczanie się tym wielkim ciężarem byłoby ogromnym grzechem.

Wysokie standardy to nie problem

A co z byciem zbyt surowym dla siebie w kontekście uświęcenia, to znaczy, nie: „Jak mam żyć, aby pojednać się z Bogiem?”, ale: „Jak powinienem żyć, skoro jestem już pojednany z Bogiem przez usprawiedliwienie jedynie z wiary? Jak zacząć żyć zgodnie z tym, kim naprawdę jestem w Chrystusie?”. To pytanie o uświęcenie.

Jezus mówił o życiu chrześcijańskim jako o życiu pełnym zapierania się samego siebie. Czy to nazwałbyś byciem surowym dla siebie? Niesienie krzyża – czy to bycie surowym dla siebie? Mieć swoje życie w nienawiści (Łukasza 14:26) – to brzmi dość surowo. Paweł powiedział, że aby cieszyć się życiem z Bogiem, musimy zadać śmierć uczynkom ciała (Rzymian 8:13). Mówi, że „podbija oko” swojemu ciału i je poskramia, aby głosząc innym, sam nie był odrzucony (1 Koryntian 9:27). Pisze tak: „Polecamy samych siebie (…) przez wielką wytrwałość, w uciskach, utrapieniach, przeciwnościach, chłostach, więzieniach, zamieszkach, trudach, bezsennych nocach, głodzie” (2 Koryntian 6:4-5).

W oparciu o te fragmenty z wypowiedzi Jezusa i Pawła, wnioskuję, że w pewnym sensie powinniśmy być dla siebie surowi. Pytanie zatem, słusznie postawione przez Elliotta, jego żonę oraz kolegów, brzmi: czy można być zbyt surowym? Czy można być zbyt surowym dla samego siebie? Odpowiedź to: tak, można. Jednak nie uważam, że odpowiedź twierdząca musi oznaczać, że osoba, która jest dla siebie zbyt surowa, ustawiła swoje standardy zbyt wysoko. To nie jest moja diagnoza tego, co oznacza bycie zbyt surowym.

Na przykład, sprzedawca samochodów może na początku ustalić sobie taki standard, że będzie sprzedawać jeden samochód tygodniowo. Potem może ten standard podnieść do jednego samochodu dziennie. Potem do dwóch samochodów dziennie. Odważyłbym się powiedzieć, że ani jego pracodawca, ani żona, nie mieliby absolutnie żadnego problemu z tym, że te standardy stają się coraz bardziej nierealistyczne. Mogliby mieć z tym problem, jeśli jego porażka w ich spełnieniu wywoływałaby raniące, grzeszne skutki dotykające jego samego i innych, lub jeśli jego sukces w ich zrealizowaniu wywoływałby w nim raniącą i arogancką postawę. Bardzo wysokie standardy nie są istotą problemu. Problemem jest to, jak dana osoba reaguje na powodzenie i porażkę w spełnianiu swoich standardów, i to sięga znacznie głębiej.

Trzy sygnały ostrzegawcze

Jakie zatem byłyby dowody na grzeszną, zbytnią surowość dla siebie? Wymienię trzy.

Po pierwsze, jesteś dla siebie zbyt surowy, jeśli twoje porażki w spełnianiu swoich standardów skutkują przygnębiającą utratą radości w Panu. Jeśli robisz się zatroskany, posępny i ponury, i jeśli ogólnie brakuje ci przepełnionej nadzieją radości, jaką daje Chrystus, nie podchodzisz do swoich porażek w sposób pełny wiary i wywyższający Chrystusa. Jesteś dla siebie zbyt surowy w takim sensie, że ta surowość prowadzi cię do grzechu, a nie do świętości.

Po drugie, jesteś dla siebie zbyt surowy, jeśli reagujesz raniącym gniewem na własną porażkę: gniewem, który rani ciebie samego, skłaniając cię ku autodestrukcyjnym nawykom, lub który rani innych – ponieważ bardzo często wylewamy swoją frustrację na innych z powodu własnego poczucia porażki. W każdym razie, jesteś wtedy zbyt surowy dla siebie w takim sensie, że ta surowość staje się przyczyną nieprzyjemnego lub szkodliwego zachowania wobec innych.

Chrystus uczynił cię swoją własnością. To zmienia całkowicie sposób, w jaki biegniesz w swoim wyścigu.

Po trzecie, jesteś dla siebie zbyt surowy, jeśli twoje porażki wywołują w tobie paraliżujący lęk lub niepokój przed podejmowaniem życiowych zadań. Jeśli masz poczucie tego, że często zawodzisz, do tego stopnia, że aż tracisz zdolność podejmowania się czegokolwiek znaczącego, to jest to dowód na to, że jesteś dla siebie zbyt surowy – nie ufasz, że Chrystus ma moc cię podtrzymać.

Chrystus uczynił cię swoją własnością

Co w takim razie doradziłbym osobie z takim problemem? Powiedziałbym, aby zajrzała do Filipian 3:12-14. Oto, jak Paweł podchodzi do własnych porażek i niedoskonałości:

Nie jakobym (…) już był doskonały, ale dążę do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa (…) jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu.

Sądzę, że Paweł ma na myśli to: biegnąc w chrześcijańskim wyścigu, chrześcijańskim życiu, nie obciążam się (co byłoby zbyt surowe) paraliżującymi skutkami wspomnień o przeszłych porażkach, ani zabójczym ciężarem swojej dumy z powodu przeszłych sukcesów. Zapominam o wszystkim, co przeszkadzałoby mi w pokornym, pełnym miłości, pobożnym, świętym wyścigu dla dobra innych i Bożej chwały. Odkładam to na bok. Nie pozwalam, by wywoływało to w moim życiu grzeszne skutki.

Oto, do czego wezwałbym naszego słuchacza: nie potrzebujesz niskich standardów. Nie w tym problem. Potrzebujesz pokornych, łaskawych, pełnych miłości, życzliwych reakcji na swoje sukcesy i swoje porażki w spełnianiu tych standardów. Pamiętaj: Chrystus uczynił cię swoją własnością. To zmienia całkowicie sposób, w jaki biegniesz w swoim wyścigu.

Udostępnij!
    Dołącz!
    Wpisz swój e-mail, aby co dwa tygodnie otrzymywać najnowsze materiały EWC.