Prawdziwe życie chrześcijańskie można nazwać prawdziwą duchowością. W rzeczywistości stoimy więc wobec zagadnienia, czym w istocie jest życie chrześcijańskie. Na pierwszym miejscu stwierdzić jednak musimy, że nie jest rzeczą możliwą, aby rozpocząć chrześcijańskie życie, dopóki człowiek nie stanie się chrześcijaninem. A jedynym sposobem, aby stać się chrześcijaninem, nie jest bynajmniej usiłowanie, aby prowadzić coś w rodzaju chrześcijańskiego życia, ale raczej przyjęcie Chrystusa jako Zbawiciela. Nie ma tutaj żadnego znaczenia to, że może jesteśmy bardzo skomplikowani, albo bardzo zarozumiali, albo bardzo wykształceni, albo też, że jesteśmy bardzo prości — wszyscy musimy przyjść tą samą drogą, tą jedyną drogą, dzięki której możemy stać się chrześcijanami.
Tak samo bowiem jak potomek jakiegoś królewskiego rodu musi się urodzić cieleśnie tak samo, jak i prosty wieśniak, tak i najinteligentniejsza, albo też i najbardziej skomplikowana osoba musi ostatecznie przyjść do Chrystusa w zupełnie ten sam sposób, jak i ktoś bardzo prosty. Później pomiędzy poszczególnymi wierzącymi mogą zaistnieć pewne różnice w poziomie duchowego życia, ale na samym początku, w momencie przyjścia do Pana — każdy, jeden za drugim, musi przyjść zupełnie tak samo, nie ma tutaj żadnego wyjątku. Pan Jezus powiedział bowiem, że: „nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze Mnie”! Można zupełnie śmiało stwierdzić, że wszyscy ludzie zostali oddzieleni od Boga dzięki swej winie. Ale Bóg istnieje i jest Bogiem świętym, posiadającym charakter. Jest rzeczą jasną dla każdego z nas, że zgrzeszyliśmy i to nie tylko przez pomyłkę, ale czyniliśmy to, od czasu do czasu świadomie, a więc jesteśmy winni przed Bogiem. Wina ta nie jest tylko uczuciem winy, o jakim mówi współczesna psychologia, ale jest to prawdziwa moralna wina.
Wobec tego, dokonane dzieło Chrystusa, jako Baranka Bożego, przynoszące usprawiedliwienie, dzieło, które miało miejsce jako wydarzenie historyczne — w przestrzeni i w czasie, ma dostateczną moc, aby winę tę usunąć. Tak więc usunięcie naszej winy, usunięcie jej zapisu w Niebie, tego zapisu, który stoi pomiędzy nami a Bogiem, może zostać dokonane jedynie na fundamencie dzieła Chrystusa, mającego miejsce w historii – w przestrzeni i w czasie – i nie można dodać do tego niczego z naszej strony. Biblia wyraźnie zaznacza, że w tym szczególnym punkcie nie śmie być dodana żadna ludzka zasługa – jak zresztą i w żadnym innym punkcie głoszenia Ewangelii. Dokonane dzieło Chrystusa – plus nic więcej – jest jedyną podstawą dla usunięcia naszej winy. Ale jeśli doznamy tego, co Biblia i teologowie nazywają usprawiedliwieniem, wówczas dopiero wina znika i staje się możliwa nasza ponowna społeczność z Bogiem, co jest rzeczą konieczną na samym początku!
Jako jedyna podstawa usunięcia naszej winy służyć może, jak już powiedziałem, dokonane dzieło Chrystusa, ale jedynym narzędziem, przy pomocy którego możemy się uchwycić tego dokonanego dzieła Chrystusa na krzyżu, jest wiara. Nie wiara w rozumieniu dwudziestowiecznym oznaczająca jakiś skok w ciemność! Nie jest to rozwiązanie sprawy poprzez jakieś wierzenie w wiarę. Jest to po prostu zaufanie obietnicom Bożym, przyjmowanie ich, przy czym się już więcej nie odwracamy do nich plecami z powodu braku wiary w ich prawdziwość, już więcej nie wierzymy komuś innemu, nazywając Boga kłamcą, ale w prostocie przyjmujemy dzieło Chrystusa, którego dokonał jako historycznego czynu — na krzyżu.
Biblia mówi, że w chwili, gdy w ten sposób uwierzymy, przechodzimy ze śmierci do żywota i z królestwa ciemności do królestwa miłego Syna Bożego – i stajemy się dziećmi Bożymi. Dziećmi Bożymi! Od tego momentu począwszy — i nadal!
Powtórzę więc: nie jest rzeczą możliwą, aby rozpoczęło się chrześcijańskie życie, jeśli ktoś nie przejdzie przez te drzwi, zupełnie tak samo, jak nie ma innego sposobu rozpoczęcia życia cielesnego jak tylko poprzez przejście przez drzwi cielesnego urodzenia.
Powinniśmy sobie jednak zdawać całkiem wyraźnie sprawę z tego, że jakkolwiek duchowe narodzenie jest rzeczą konieczną, aby nastąpiło zapoczątkowanie duchowego życia — to jest to tylko sam początek! Nie wolno nam ani na chwilę pomyśleć, że to, iż przyjęliśmy Pana Jezusa, jest już wszystkim, co stanowi życie chrześcijańskie! Nie możemy go rozpocząć, dopóki nie staniemy się chrześcijanami, i to w sensie biblijnym, niemniej jednak jest to tylko sam początek. W pewnym sensie nasze cielesne urodzenie jest jednym z najważniejszych wydarzeń w naszym życiu, ponieważ nie możemy żyć, dopóki się nie urodzimy. Z drugiej zaś strony stanowi ono najmniej ważną rzecz w naszym życiu, ponieważ stanowi sam jego początek. Dopiero pełnia we wszelkich jego przejawach, stanowić będzie istotną jego treść i wartość, co następuje po urodzeniu się. Zupełnie w ten sam sposób powinniśmy podejść do zagadnienia naszego nowego narodzenia: z jednej strony jest ono rzeczą tak ogromnie ważną, iż ważniejszej nie można sobie wprost wyobrazić, ponieważ nikt z nas nie jest chrześcijaninem, dopóki na tej drodze nim się nie stanie, tak jak to Bunyan przepięknie opisał w „Wędrówce Pielgrzyma”. Gdy pielgrzym przyszedł do krzyża, jego brzemię winy stoczyło się z niego i wpadło do dołu, gdzie pozostanie już na zawsze!
Tak więc jest to wydarzenie ogromnej wagi.
Z drugiej jednak strony trzeba tę sprawę potraktować jako coś małego — nie w sensie pomniejszenia wagi tego wydarzenia, będącego czymś absolutnie koniecznym na samym początku, ale każdy chrześcijanin musi pamiętać, że stając się dzieckiem Bożym, nie śmie wzroku swego skierować wyłącznie na swoje powtórne urodzenie! Rzeczą najważniejszą jest to, aby po powtórnym urodzeniu żyć.
Mamy więc urodzić się na nowo, ale później trzeba prowadzić prawdziwie chrześcijańskie życie. Wystarczy jedynie poświęcenie, mające miejsce po naszym powtórnym urodzeniu, w całym naszym życiu, aż do chwili gdy przyjdzie Pan Jezus, lub też gdy nas jednego po drugim odwoła z tego świata.
Tak więc trzeba najpierw z całym naciskiem zawsze podkreślać fakt, że nie może być mowy o prawdziwym życiu chrześcijańskim i prawdziwym uduchowieniu, zanim się nie przyjmie Chrystusa jako Zbawiciela, ale musimy też z naciskiem przypominać tym, którzy już przyjęli Chrystusa jako Zbawiciela, że na tym bynajmniej nie koniec, jeśli chodzi o życie chrześcijańskie albo o prawdziwe uduchowienie.