Co jest motywacją, by zwiastować ewangelię?

Faktycznie istnieją dwa motywy, które ciągle powinny pobudzać nas do zwiastowania ewangelii. Pierwszym jest miłość do Boga i troska o Jego chwałę; drugim jest miłość do człowieka i troska o jego dobro. 

1. Ten pierwszy jest pierwszoplanowy i fundamentalny. Głównym celem człowieka jest oddać chwałę Bogu. Biblijną regułą życia jest: „Tak więc czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego robicie, wszystko róbcie ku chwale Boga” (1Kor 10,31). Ludzie oddają chwałę Bogu przez posłuszeństwo Jego słowu i wypełnianie Jego objawionej woli. Podobnie pierwszym i wielkim przykazaniem jest: „Będziesz miłował Pana, swego Boga, całym swym sercem, całą swą duszą i całym swym umysłem” (Mt 22,37). Okazujemy miłość do Ojca i Syna, którzy tak obficie nas umiłowali, przez zachowywanie przykazań. Nasz Pan powiedział: „Kto ma moje przykazania i zachowuje je, ten mnie miłuje” (J 14,21a). Jan napisał: „Na tym bowiem polega miłość Boga, że zachowujemy jego przykazania, a jego przykazania nie są ciężkie” (1J 5,3). Zatem zwiastowanie ewangelii jest jednym z tych działań, które Ojciec i Syn nakazali. Chrystus mówi nam: „A ta ewangelia królestwa będzie [według Ewangelii Marka musi być – przyp. tłum.] głoszona po całym świecie na świadectwo wszystkim narodom. I wtedy przyjdzie koniec” (Mt 24,14). Przed swym wniebowstąpieniem Chrystus udzielił swoim uczniom pouczeń przy użyciu następujących kategorycznych wyrażeń: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Do tego przykazania dodał od razu dalekosiężną obietnicę: „A oto ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do końca świata” (Mt 28,19‑20). Dalekosiężność tej obietnicy pokazuje, jak rozległe jest zastosowanie przykazania, do którego jest ona dodana. Fragment „aż do końca świata” wyjaśnia, że tymi, którym ta obietnica była dana, nie było wyłącznie 11 uczniów; ta obietnica rozciąga się na cały chrześcijański Kościół przez całą jego historię, na całą społeczność, której tych 12 było – można tak powiedzieć – członkami założycielami. Jest to więc obietnica dla nas w nie mniejszym stopniu niż dla nich i jest to również obietnica dająca wielką pociechę. Jeżeli jednak obietnica nas obejmuje, to polecenie, z którym jest ona związana, musi także nas obejmować. Obietnica została dana po to, by dodać odwagi tym 11, aby nie ugięli się pod ogromem i trudnościami zadania, które Chrystus na nich nałożył, zadania zwiastowania ewangelii światu. Jeżeli naszym przywilejem jest przywłaszczenie sobie obietnicy, jest również naszą odpowiedzialnością, by zaakceptować polecenie. Zadanie, które zostało nałożone na 11, jest stałym zadaniem Kościoła. I jeżeli jest to powszechne zadanie Kościoła, jest to też twoje zadanie i moje zadanie, jako jego indywidualnych jednostek. Jeżeli więc miłujemy Boga i jesteśmy zainteresowani oddawaniem Mu chwały, to musimy być posłuszni Jego przykazaniu zwiastowania ewangelii. 

Istnieje dalsze rozwinięcie tej myśli. Oddajemy Bogu chwałę poprzez zwiastowanie ewangelii nie tylko z tego powodu, że zwiastowanie ewangelii jest aktem posłuszeństwa, lecz także dlatego, że zwiastując ewangelię, mówimy światu, jak wielkie rzeczy Bóg uczynił dla zbawienia grzeszników. Bogu zostaje oddana chwała wtedy, gdy poznawane są Jego potężne dzieła łaski. Psalmista napomina nas: „Śpiewajcie PANU, błogosławcie jego imię, opowiadajcie o jego zbawieniu dzień po dniu. Głoście wśród narodów jego chwałę, wśród wszystkich ludów jego cuda!” (Ps 96,2‑3). Dla chrześcijanina bowiem opowiadanie nienawróconym o Panu Jezusie Chrystusie i Jego zbawczej mocy jest samo w sobie oddawaniem Bogu czci i chwały. 

2. Drugim motywem, który powinien pobudzać nas do wytrwałego zwiastowania ewangelii, jest miłość do naszych bliźnich, pragnienie, by widzieć naszych współtowarzyszy zbawionymi. Pragnienie, by zdobywać zgubionych ludzi dla Chrystusa, powinno być i w rzeczywistości jest naturalnym, spontanicznym wypływem miłości z serca każdego nowo narodzonego. Nasz Pan potwierdza starotestamentowe żądanie, że powinniśmy miłować naszych bliźnich jak siebie samych: „A on odpowiedział: Będziesz miłował Pana, swego Boga, całym swym sercem, całą swą duszą, z całej swojej siły i całym swym umysłem, a swego bliźniego jak samego siebie” (Łk 10,27). Apostoł Paweł napisał: „Dlatego więc, dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, a zwłaszcza domownikom wiary” (Ga 6,10). Jaką większą potrzebę ma człowiek niż potrzebę poznania Chrystusa? Jakie większe dobro możemy wyświadczyć człowiekowi niż to, by umożliwić mu poznanie Chrystusa? W takim stopniu, w jakim rzeczywiście kochamy naszych bliźnich jak siebie samych, będziemy z konieczności chcieli, by oni posiedli zbawienie, które jest dla nas tak kosztowne. W istocie to nie powinna być sprawa, nad którą musielibyśmy się zastanawiać, nie mówiąc już o spieraniu się. Impuls do zwiastowania ewangelii powinien powstawać w nas spontanicznie, gdy widzimy, jak bardzo nasi bliźni potrzebują Chrystusa. 

Kto jest moim bliźnim? Gdy znawca prawa został skonfrontowany z żądaniem miłowania bliźnich, wtedy zadał naszemu Panu to pytanie, a Chrystus odpowiedział mu historią o dobrym Samarytaninie. Historia ta po prostu uczy, że każda istota ludzka, którą spotykasz, która jest w potrzebie, jest twoim bliźnim; Bóg umieścił go tutaj, abyś mógł mu pomóc, i twoją sprawą jest okazać się wobec niego bliźnim przez czynienie wszystkiego, co możesz, by wyjść naprzeciw jego potrzebie, jakakolwiek by ona była. Nasz Pan powiedział do znawcy prawa: „Idź i ty czyń podobnie” (Łk 10,37). To samo mówi On do nas. I ta zasada ma zastosowanie do wszelkiego rodzaju potrzeb, duchowych w nie mniejszym stopniu niż materialnych. Także gdy jesteśmy w kontakcie z ludźmi, którzy żyją bez Chrystusa, a zatem w obliczu duchowej śmierci – w takim sensie mamy postrzegać ich jako naszych bliźnich i pytać siebie samych, co możemy zrobić, aby oni mogli poznać Chrystusa. 

Chciałbym podkreślić to jeszcze raz: jeśli my sami poznaliśmy cokolwiek z miłości, jaką Chrystus ma do nas, jeżeli nasze serca odczuwają w jakimkolwiek stopniu wdzięczność za łaskę, która uratowała nas od śmierci i piekła, ta postawa współczucia i troski o duchowe potrzeby naszych bliźnich powinna się w nas pojawić w sposób naturalny i spontaniczny. To właśnie w związku z ofensywnym zwiastowaniem ewangelii Paweł oznajmił: „Miłość Chrystusa bowiem przymusza nas, jako tych, którzy uznaliśmy, że skoro jeden umarł za wszystkich, to wszyscy umarli” (2Kor 5,14). Jest to tragiczne i ohydne, gdy chrześcijanom brakuje pragnienia i w rzeczywistości są niechętni, by dzielić się tą kosztowną wiedzą, którą posiadają, z innymi, których potrzeba posiadania tej wiedzy jest tak samo wielka jak ich własna. Naturalne dla Andrzeja, gdy znalazł Mesjasza, było wyruszenie w drogę i opowiedzenie o tym jego bratu Szymonowi, a także dla Filipa, aby szybko podzielić się dobrą nowiną ze swoim przyjacielem Natanaelem. Oni nie potrzebowali tego, by ktokolwiek mówił im, że mają tak postąpić; zrobili to w sposób naturalny i spontaniczny, tak jak ktoś w sposób naturalny i spontaniczny podzieliłby się ze swoją rodziną i przyjaciółmi innego rodzaju informacjami, które w istotny sposób ich dotyczą. Niech będzie to dla nas całkowicie jasne, że jest coś bardzo niedobrego w nas, jeśli sami stwierdzamy, że nie jest dla nas naturalne działanie w taki sposób. Zwiastowanie ewangelii jest wielkim przywilejem; cudownie jest być zdolnym do tego, by powiedzieć innym o miłości Chrystusa. Wiedzieć, że nie ma niczego, czego potrzebują bardziej, w sposób bardziej niecierpiący zwłoki, i że na całym świecie nie ma takiej wiedzy, która może im wyświadczyć tak wiele dobra. Dlatego nie powinniśmy być niechętni i ociągać się ze zwiastowaniem ewangelii na poziomie osobistego świadectwa składanego poszczególnym ludziom. Powinniśmy radować się i być szczęśliwi, że możemy to robić. Nie powinniśmy szukać wymówek, aby wykręcać się od naszego obowiązku wtedy, gdy mamy okazję rozmawiać z innymi o Panu Jezusie Chrystusie. Jeśli sami stwierdzamy, że cofamy się przed tą odpowiedzialnością i uchylamy się przed nią, to musimy stanąć twarzą w twarz wobec faktu, że w tej sprawie poddajemy się grzechowi i szatanowi. Jeżeli, jak to zazwyczaj bywa, powstrzymuje nas strach przed tym, że będziemy uważani za śmiesznych dziwaków lub stracimy popularność w pewnych kręgach, to musimy w obecności Boga zadać sobie następujące pytanie: czy tego typu sprawy powinny powstrzymać nas przed miłowaniem naszych bliźnich? Jeśli jest to fałszywy wstyd, który właściwie w ogóle nie jest wstydem, lecz zamaskowaną dumą, która powstrzymuje nasz język przed składaniem chrześcijańskiego świadectwa wtedy, gdy przebywamy z innymi ludźmi, to musimy wyryć w naszym sumieniu następujące pytanie: co jest ważniejsze – nasza reputacja czy ich zbawienie? Gdy rozważymy nasze życie przed obliczem Boga, to nie będzie miejsca na zadowolenie z siebie z powodu tej gangreny zarozumiałości i tchórzostwa. To, czego potrzebujemy, to proszenie o łaskę bycia prawdziwie zawstydzonymi i modlenie się o to, abyśmy mogli tak opływać w miłość do Boga, że będziemy również opływać w miłość do naszych bliźnich, i wtedy stwierdzimy, że dzielenie się z nimi dobrą nowiną o Chrystusie jest łatwe, naturalne oraz radosne. 

Mam nadzieję, że teraz stało się dla nas jasne, jak powinniśmy postrzegać naszą odpowiedzialność za zwiastowanie ewangelii. Zwiastowanie ewangelii nie jest jedynym zadaniem, które powierzył nam nasz Pan, ani też nie jest to zadanie, do którego wszyscy jesteśmy powołani, aby wypełniać je w taki sam sposób. Nie wszyscy jesteśmy powołani, by być kaznodziejami; nie zostały nam wszystkim udzielone takie same możliwości lub porównywalne zdolności w indywidualnym, umiejętnym postępowaniu z ludźmi, którzy potrzebują Chrystusa. My wszyscy jednak mamy pewien stopień odpowiedzialności za zwiastowanie ewangelii, od którego nie możemy się wykręcić bez zaniechania zarówno miłości Boga, jak i miłości naszych bliźnich. Na początek wszyscy możemy i powinniśmy modlić się o zbawienie ludzi nienawróconych, szczególnie w naszych rodzinach i spośród naszych przyjaciół, a także tych, którzy towarzyszą nam na co dzień. Musimy również nauczyć się dostrzegać możliwości do zwiastowania ewangelii w sytuacjach, których dostarcza nam codzienne życie, i wykazać się inicjatywą w ich wykorzystywaniu. Wykazywanie się inicjatywą leży w naturze miłości. Jeżeli kochasz kogoś, to ciągle próbujesz myśleć o tym, co najlepszego możesz dla niego uczynić i jak w najlepszy sposób możesz mu się przypodobać, i sprawia ci przyjemność, gdy możesz mu sprawić przyjemność za pomocą tego, co dla niego przygotowałeś. Jeżeli zatem kochamy Boga, osoby Ojca, Syna i Ducha za wszystko, co uczynili dla nas, to zbierzemy całą naszą inicjatywę i przedsiębiorczość, aby uczynić jak najwięcej dla Ich chwały w każdej sytuacji – i głównym sposobem dokonania tego jest wyszukiwanie metod i środków rozpowszechniania ewangelii i wypełniania Bożego przykazania, czynienia wszędzie uczniów. Podobnie, jeżeli miłujemy naszych bliźnich, to zbierzemy całą naszą inicjatywę i przedsiębiorczość, by znajdować sposoby i środki wyświadczania im dobra. Głównym sposobem wyświadczania im dobra jest dzielenie się z nimi naszym poznaniem Chrystusa. Jeśli więc miłujemy Boga i naszych bliźnich, to będziemy zwiastować ewangelię i będziemy wykazywać inicjatywę w naszym zwiastowaniu ewangelii. Nie będziemy pytać z niechęcią, jak wiele musimy uczynić w tej dziedzinie, jak gdyby zwiastowanie ewangelii było przykrym i uciążliwym zadaniem. Nie będziemy dopytywać się ze strachem, jaki jest minimalny wkład wysiłku w zwiastowanie ewangelii, który usatysfakcjonuje Boga. Będziemy natomiast pytać ochoczo i modlić się szczerze o to, aby pokazano nam, jak wiele mamy możliwości rozpowszechniania poznania Chrystusa pomiędzy ludźmi. I gdy raz zobaczymy, na czym polegają te możliwości, poświęcimy się całym sercem temu zadaniu. 

Niemniej dodatkowy punkt musi być dodany, żeby tego, co zostało powiedziane, źle nie wykorzystano. Nigdy nie wolno zapomnieć, że inicjatywa, jakiej wymaga się od nas w celu zwiastowania ewangelii, jest inicjatywą wynikającą z miłości: inicjatywą wypływającą ze szczerego zainteresowania tymi, których staramy się pozyskać, i ze szczerej troski o ich dobro, znajdującą swój wyraz w prawdziwym szacunku dla nich i prawdziwej przyjaźni w stosunku do nich. Czasami spotyka się ludzi wykazujących gorliwość łowcy skalpów, i to zarówno w służbie kaznodziejskiej, jak i na poziomie osobistego świadectwa, co jest i dyskredytujące, i zatrważające. Jest to dyskredytujące, ponieważ nie jest odzwierciedleniem miłości i troski ani też pragnienia bycia pomocnym, lecz arogancji, zarozumiałości i upodobania w posiadaniu władzy ponad życiem innych ludzi. Jest to zatrważające, ponieważ jest wyrazem okrutnego psychologicznego znęcania się nad biednymi ofiarami, co może uczynić wielkie szkody subtelnym i wrażliwym duszom. Jeżeli jednak miłość pobudza i włada naszą ewangelizacyjną pracą, to będziemy przystępować do ludzi w zupełnie innym duchu. Jeżeli prawdziwie troszczymy się o nich i jeżeli nasze serca naprawdę kochają i boją się Boga, wówczas będziemy starali się przedstawić im Chrystusa w sposób, który będzie oddaniem czci Bogu i będzie pełen szacunku dla ludzi. Nie będziemy próbowali gwałcić ich osobowości ani wykorzystywać ich słabości, ani też znęcać się nad ich uczuciami. Raczej będziemy próbowali pokazywać im realność naszej przyjaźni i troski poprzez dzielenie się z nimi tym, co jest dla nas najwartościowsze. I ten duch przyjaźni i troski będzie przeświecał przez wszystko, co do nich mówimy, czy to z kazalnicy, czy też prywatnie, jakkolwiek drastycznymi i wstrząsającymi mogłyby być prawdy, o których im mówimy. 

Jest taka słynna i stara książka poświęcona indywidualnemu zwiastowaniu ewangelii, napisana przez Ch.G. Trumbulla i zatytułowana Taking Men Alive. W trzecim rozdziale autor mówi o regule, którą jego ojciec H.C. Trumbull sformułował dla siebie samego. Była ona następująca: „Ilekroć mam prawo wybrać temat rozmowy z drugą osobą, to temat tematów (Chrystus) będzie miał pierwszoplanowe znaczenie w rozmowie pomiędzy nami, tak abym mógł się dowiedzieć o potrzebach mojego rozmówcy i, jeśli jest to możliwe, wyjść im naprzeciw”. Kluczowymi słowami tutaj są: „Ilekroć mam prawo wybrać temat rozmowy z drugą osobą”. Po pierwsze przypominają nam one, że indywidualne zwiastowanie ewangelii, podobnie jak każde inne nasze postępowanie z bliźnimi, powinno być uprzejme. Po drugie przypominają nam, że zwiastowanie ewangelii poszczególnym osobom powinno się zazwyczaj opierać na przyjaźni. Zwykle nie masz prawa, by wybierać temat rozmowy, którą masz przeprowadzić, jeżeli wcześniej z tym kimś się nie zaprzyjaźniłeś i nie wypracowałeś z nim relacji, w której on czuje, że ty go szanujesz, jesteś nim zainteresowany i traktujesz go jak ludzką istotę, a nie jak pewnego rodzaju „przypadek”. Z niektórymi ludźmi możesz wypracować taką relację w ciągu pięciu minut, podczas gdy z innymi może to trwać miesiące. Zasada pozostaje jednak ta sama. Prawo do tego, by mówić otwarcie do innej osoby o Panu Jezusie Chrystusie, musi zostać wypracowane, a wypracowujesz je, przekonując ją o tym, że jesteś jej przyjacielem i że rzeczywiście troszczysz się o nią. Z tego powodu wiercenie ludziom dziur w brzuchu, natrętne wpychanie się w prywatność ludzkich dusz, gruboskórny upór w przedstawianiu spraw Bożych obcym ludziom, którzy nie mają na to ochoty i chcą po prostu odejść – takie wzorce zachowania, w których mocne i gadatliwe osobowości mogą sobie od czasu do czasu pofolgować pod przykrywką zwiastowania ewangelii indywidualnym osobom, powinny zostać uznane za parodię indywidualnego zwiastowania ewangelii. Bezosobowe zwiastowanie ewangelii byłoby dla takiego zachowania lepszą nazwą! W istocie tego rodzaju chamstwo pozbawia czci Boga, a ponadto wywołuje w ludziach oburzenie i uprzedzenia w stosunku do Chrystusa, którego rzekomi naśladowcy postępują w sposób tak wstrętny. Prawdziwe zwiastowanie ewangelii poszczególnym osobom kosztuje bardzo dużo właśnie z tego powodu, że wymaga od nas prawdziwej osobistej relacji z innym człowiekiem. Musimy poświęcić się w szczerej przyjaźni do ludzi, jeżeli kiedykolwiek nasza relacja z nimi będzie miała osiągnąć punkt, który da nam prawo, abyśmy mogli podjąć decyzję porozmawiania z nimi o Chrystusie i abyśmy mogli mówić im o ich własnych duchowych potrzebach bez bycia nieuprzejmymi lub nachalnymi. Jeżeli chcesz zwiastować ewangelię poszczególnym osobom, powinieneś – i mam nadzieję, że to robisz – modlić się o dar przyjaźni. Szczera przyjaźń jest w każdym przypadku pierwszą oznaką człowieka, który uczy się miłować swoich bliźnich jak siebie samego. 

Udostępnij!
    Dołącz!
    Wpisz swój e-mail, aby co dwa tygodnie otrzymywać najnowsze materiały EWC.