Uwielbienie — naturalne zajęcie istoty moralnej

Po co przyszedł Jezus? Po co został poczęty? Po co się urodził? Po co został ukrzyżowany? Po co zmartwychwstał? Po co jest teraz po prawicy Ojca?

Odpowiedź na wszystkie te pytania jest następująca: po to, aby z buntowników mógł uczynić ludzi uwielbiających Pana; po to, aby mógł przyprowadzić nas do miejsca uwielbiania Pana, które znaliśmy na początku stworzenia.

A więc skoro zostaliśmy stworzeni, aby uwielbiać Pana, uwielbianie Go jest naturalnym zajęciem istoty moralnej. To jest naturalna czynność, nie coś, co bardzo lubimy, bądź coś dodatkowego jak słuchanie koncertu lub podziwianie kwiatów. Jest to coś, co jest wbudowane w ludzką naturę. Każde objawienie tego, co jest w niebie, pokazuje, że wszystko wielbi Pana. Ezechiel 1:1-5 – żywe istoty pośrodku ognia wielbiły Boga. Izajasz 6:1-6 – widzimy Pana siedzącego na tronie wysokim i wyniosłym, słuchającego serafów wołających: Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów! Objawienie 4:8-11 – Bóg otwiera niebo i widzimy stworzenie wielbiące Boga Ojca; a w piątym rozdziale (w. 6-14) widzimy je wielbiące Boga Syna.

Uwielbienie jest moralnym nakazem. W Ew. Łukasza 19:37-40 czytamy, że „ …cały tłum uczniów wielbił Pana, gdy On przechodził, a niektórzy gromili ich. Pan powiedział: Nie gromcie ich; jeśli oni nie będą Mnie uwielbiać, kamienie krzyczeć będą”.

Uwielbienie jest zagubionym klejnotem współczesnego ewangelikalizmu. Jesteśmy dobrze zorganizowani, pracujemy, mamy swoje agendy. Mamy prawie wszystko, ale jest jedna rzecz, której Kościoły, nawet głoszące Ewangelię, nie mają. Jest to zdolność wielbienia Boga. Nie pielęgnujemy sztuki uwielbiania. To jest ten błyszczący klejnot, który zaginął we współczesnym Kościele, a którego, moim zdaniem, powinniśmy szukać, dopóki go nie odnajdziemy.

Myślę, że powinniśmy szerzej omówić, czym jest uwielbienie i czym byłoby, gdyby było w Kościele. Jest to postawa, stan umysłu, trwający akt, wszystko poddane różnym stopniom doskonałości i intensywności. Gdy tylko Bóg posyła Ducha Swego Syna do naszych serc, mówimy „Abba” i uwielbiamy Go. To jest jedna rzecz. Ale całkiem inną rzeczą jest być ludźmi, którzy uwielbiają w pełnym nowotestamentowym sensie tego słowa, jak również ludźmi, którzy wykorzystują swoje możliwości.

Powiedziałem już, że uwielbianie jest poddane różnym stopniom doskonałości i intensywności. Byli tacy, którzy wielbili Boga aż do osiągnięcia ekstazy. Kiedyś widziałem człowieka klęczącego przy ołtarzu i przyjmującego komunię. Nagle wybuchnął świętym śmiechem. Człowiek ten śmiał się, aż objął się rękami, jakby bał się, że pęknie z powodu szczerego rozkoszowania się obecnością Wszechmogącego Boga. Kilka razy widziałem innych ludzi w tak ekstatycznym uwielbieniu, że nie panowali nad sobą. Również słyszałem nowo nawróconych ludzi, którzy w prostocie serca wołali „Abba, Ojcze”. Tak więc uwielbienie może przyjmować formy najprostsze, jak również najbardziej intensywne i niezwykłe.

Co się składa na prawdziwe uwielbienie? Pozwólcie, że to przedstawię. Po pierwsze, jest to nieograniczone zaufanie. Nie możesz uwielbiać Istoty, której nie ufasz. Zaufanie jest potrzebne, aby szanować, a szacunek jest niezbędny, aby uwielbiać. Uwielbienie w Kościele pojawia się lub znika w zależności od postawy, jaką mamy w stosunku do Boga, od tego, czy widzimy, że Bóg jest wielki lub mały. Większość z nas postrzega Boga jako Istotę zbyt małą; nasz Bóg jest niewielki. Dawid powiedział: „Wysławiajcie Pana ze mną”. Słowo „wysławiaj, wywyższaj, powiększaj” nie oznacza czynienia Boga wielkim. Nie możesz uczynić Boga wielkim, ale możesz ujrzeć, że On jest wielki.

Uwielbienie, jak powiedziałem, pojawia się lub znika wraz z naszą koncepcją Boga; dlatego nie wierzę w tym na pół nawróconym kowbojom, którzy nazywają Boga „Człowiekiem w górze”. Nie uważam, że w ogóle uwielbiają Pana, ponieważ ich koncepcja Boga jest niegodna Boga i niegodna ludzi. I jeśli jest jakaś straszna choroba, którą nękany jest Kościół Chrystusa, to jest nią to, że nie widzimy, iż Bóg jest tak wielki, jaki jest naprawdę. Zbyt spoufalamy się z Bogiem.

Społeczność z Panem jest jedną rzeczą, a spoufalanie się z Bogiem jest czymś zupełnie innym. Nie lubię nawet (i to może zrani czyjeś uczucia – ale taka osoba wyzdrowieje) słuchać, gdy ktoś do Boga zwraca się per „Ty”. „Ty” jest kolokwializmem. Mogę do człowieka powiedzieć „Ty”, ale do Boga powinienem zwracać się w sposób wyrażający najwyższy szacunek. Wiem, że można to potraktować jako stare, elżbietańskie myślenie, ale też wiem, że niektóre stare rzeczy są zbyt cenne, aby je lekko odrzucać. Jestem przekonany, że gdy zwracamy się do Boga, powinniśmy używać zwrotów pełnych szacunku.

Uważam również, iż nie powinnyśmy mówić zbyt często o Jezusie jako o Jezusie. Powinniśmy pamiętać, kim On jest. „On jest Panem, więc uwielbiaj Go”. Mimo tego, że On przychodzi do najgłębszego miejsca naszej potrzeby i jest dla nas dostępny i pełen czułości, jak matka jest dostępna swojemu dziecku, powinniśmy pamiętać, że kiedy Jan ujrzał Go – ten sam Jan, który opierał się na piersi Pana – kiedy zobaczył Go, padł u Jego stóp jak martwy.

Słyszałem przeróżnych kaznodziejów. Słyszałem ignoranckich samochwałów; słyszałem mdłych i suchych, słyszałem elokwentnych, ale tymi, którzy najbardziej mi pomogli, byli ci pełni bojaźni wynikającej z obecności Pana, o którym mówili. Mogli mieć poczucie humoru, mogli być jowialni, ale kiedy mówili o Bogu, ich głos nabierał nowego brzmienia, to było coś innego, coś cudownego. Wierzę, że powinniśmy wrócić do starej, biblijnej koncepcji Boga, która pokazuje Boga strasznego i sprawia, że ludzie padają na twarz wołając: Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Wszechmogący. To przyniosłoby więcej korzyści Kościołowi niż cokolwiek innego. 

Następnym elementem jest podziw, to jest docenianie wspaniałości Boga. Człowiek jest lepiej wyposażony, aby doceniać Boga, niż jakiekolwiek inne stworzenie, ponieważ tylko on został uczyniony na Jego obraz. Ten podziw dla Boga wzrasta coraz bardziej, aż napełni serce zdumieniem i zachwytem. Z pełną zdumienia czcią wyznajemy Twoją niestworzoną piękność – mówi twórca hymnu. Z pełną zdumienia czcią. Bóg współczesnego ewangelikalizmu rzadko zadziwia kogokolwiek. Jest dobrym „obywatelem”, przestrzega naszej konstytucji. Nigdy nie łamie naszych regulaminów. Jest bardzo poprawnie zachowującym się Bogiem, należącym do naszej denominacji i bardzo jednym z nas; prosimy Go, by nam pomógł, kiedy mamy problemy, i opiekował się nami, gdy śpimy. Bóg współczesnego ewangelikalizmu nie jest Bogiem, do którego mógłbym żywić wiele szacunku. Ale kiedy Duch Święty pokazuje nam Boga, jakim On jest, nasz podziw jest zdumieniem i zachwytem.

Fascynacja jest jeszcze kolejnym elementem prawdziwego uwielbienia Boga. Człowiek powinien być pełny moralnej ekscytacji. Być urzeczony, oczarowany i zachwycony. Podekscytowany nie tym, jak wielkim się staje albo jak wielką ofiarę dał; nie tym, że wielu ludzi przyszło do kościoła. Ale zachwycony tym, kim jest Bóg – poruszony, zdumiony zachwytem nad nieogarnionym wywyższeniem, ogromem i wspaniałością Wszechmogącego Boga.

Pamiętam moją pierwszą straszną, cudowną, zachwycającą wizję Boga, którą miałem będąc młodym chrześcijaninem. Byłem w lesie, w Wirginii Zachodniej, siedziałem na pniu i czytałem Pismo Święte ze starym irlandzkim ewangelistą Robertem J. Cunninghamem, który już od dawna jest w niebie. Wstałem i odszedłem, aby samemu się pomodlić. Czytałem jeden z „najsuchszych” w odbiorze fragmentów biblijnych, kiedy Izrael wyszedł z Egiptu i Bóg ustawił ich obóz w kształcie diamentu. Umieścił pokolenie Lewiego w środku, Rubena na przedzie, a Beniamina z tyłu. Było to poruszające się miasto w kształcie diamentu z ognistym płomieniem w środku, który dawał światło. Nagle olśniło mnie: Bóg tworzy kształty. On jest artystą! Kiedy Pan założył to miasto, założył je pięknie, nadał mu kształt diamentu ze słupem ognia w środku. I nagle, jak ogarniająca fala morska, przyszła świadomość: jak piękny jest Bóg i jakim jest artystą i poetą, i muzykiem; i tam pod drzewem całą swoją osobą uwielbiałem Pana. Od tamtej pory już na zawsze zrodziła się we mnie miłość do starych hymnów.

Następnie jest adoracja, miłowanie Boga z całej siły, jaką mamy. Miłowanie Boga z drżeniem, podziwem, tęsknotą i pełną bojaźni czcią. Tęsknić za Bogiem z wielką tęsknotą, kochać Go aż do bólu i rozkoszować się Nim. Czasami to doprowadzi nas do ciszy zapierającej dech. Myślę, że do największych modlitw należą te, w których nie mówimy żadnego słowa i o nic nie prosimy. Bóg prawdziwie odpowiada i daje, o co Go prosimy. To jest oczywiste; nikt nie może temu zaprzeczyć, jeśli nie odrzuca Pisma Świętego. Czasami przychodzę do Boga i mówię: Boże, choćbyś nawet nie odpowiedział na żadną z moich modlitw, gdy jestem tu na ziemi, będę uwielbiał Ciebie, jak długo żyć będę, za to, co już uczyniłeś. Bóg tak bardzo zadłużył mnie u siebie, że gdybym nawet miał żyć milion tysiącleci, nie byłbym w stanie spłacić tego, co On dla mnie uczynił.

Nierzadko przychodzimy do Boga jakbyśmy wysyłali chłopca z długą listą zakupów do sklepu spożywczego: Boże, daj mi to, daj mi sio i daj mi tamto, a nasz hojny Bóg często daje nam to, co chcemy. Myślę jednak, że Bóg jest rozczarowany, ponieważ czynimy Go zaledwie tylko źródłem, z którego otrzymujemy to, co chcemy. Nawet nasz Pan, Jezus, jest zbyt często przedstawiany tylko jako Ktoś, kto zaspokoi twoje potrzeby. W tym tkwi sedno współczesnego ewangelikalizmu. Ty masz potrzebę, a Jezus cię zaspokoi. On jest zaspokoicielem potrzeb. Cóż, On taki jest rzeczywiście. Ale nie tylko tym, On jest nieskończenie większy.

Teraz, kiedy już w tobie budzą się te myśli, emocje i poruszenia duchowe, o których wspomniałem, i tak jak mówiłem, w różnych stopniach intensywności – teraz uwielbiasz: w pieśni, oddawaniu chwały, modlitwie i modlitwie w myślach. Czy wiesz, czym jest modlitwa w myślach? Chcę w ten sposób zapytać, czy wiesz, co to jest stałe modlenie się? Stary Brat Lawrence, który napisał „Doświadczanie Bożej obecności”, powiedział: „Gdy zmywam naczynia, robię to na chwałę Boga, a jeśli podnoszę z ziemi słomkę, robię to na chwałę Boga. Jestem cały czas w łączności z Bogiem. Powiedział: Reguły zakonne mówią, że mam mieć czas poświęcony na modlitwę w samotności, i robię to, ale taki czas nie różni się od mojej normalnej społeczności”. Nauczył się sztuki trwania w stałej, nieprzerwanej społeczności z Bogiem. 

Obawiam się pastora, który staje się innym człowiekiem, kiedy staje za kazalnicą. Wielebny panie, nie powinieneś nigdy pomyśleć o czymś albo zrobić czegoś lub być przyłapanym na czymś, czego nie mógłbyś przynieść bez zażenowania na kazalnicę. Nigdy nie powinieneś być innym człowiekiem, albo mówić innym głosem lub też z inną powagą, gdy wchodzisz za kazalnicę. Powinieneś móc stanąć za kazalnicą z tym samym duchem i takim samym poczuciem czci, jakie miałeś, kiedy przed chwilą rozmawiałeś z kimś o codziennych sprawach życia. Mojżesz zstąpił z góry, aby przemówić do ludzi. Biada Kościołowi, kiedy pastor wstępuje na kazalnicę albo wspina się na kazalnicę. Pastor musi zawsze zstępować na kazalnicę. Mówi się, że Wesley regularnie przebywał w obecności Boga, ale czasami schodził, by mówić do ludzi. I tak powinno być z każdym z nas. Amen.

Udostępnij!
    Dołącz!
    Wpisz swój e-mail, aby co dwa tygodnie otrzymywać najnowsze materiały EWC.