W pewnych ewangelicznych kręgach istnieją dzisiaj kontrowersje dotyczące metod zwiastowania ewangelii. Niektórzy bronią tego typu ewangelizacyjnych spotkań, które stały się znamienne dla angielskiego i amerykańskiego ewangelicznego życia w ciągu prawie stulecia, a inni je krytykują. Tego typu spotkania są dobrze znane, ponieważ są charakterystyczne. Świadomie czyni się je błyskotliwymi i pełnymi animuszu w nadziei, że ludzie, którzy mało interesowali się chrześcijańskim przesłaniem i nigdy nie byli wewnątrz chrześcijańskiego Kościoła, mogą pomimo to uważać je za atrakcyjne. Wszystko jest w ten sposób zaplanowane, by stworzyć atmosferę ciepła, dobrego humoru i szczęścia. Te spotkania zazwyczaj odbywają się z muzyką – porywające hymny z ochotą śpiewane są przez chóry, solistów i zespoły muzyczne. Mocny nacisk jest kładziony na realność chrześcijańskiego przeżycia, zarówno poprzez wybór hymnów, jak i poprzez sposób wygłaszania świadectw. Spotkanie jest nakierowane na obwieszczenie apelu o podjęcie decyzji, po którym następuje drugie spotkanie lub jest wyznaczony jakiś czas do osobistej konsultacji, na udzielenie dalszej instrukcji tym, którzy podjęli lub chcą podjąć decyzję w odpowiedzi na obwieszczony apel.
Zasadnicza krytyka dotycząca tego typu spotkań – nie będziemy spekulować, czy są one w pełni usprawiedliwione – jest następująca: ich banalna schludność (tak się mówi) wywołuje brak czci. Próba nadania im „wartości rozrywkowej” prowadzi do umniejszenia świadomości Bożego majestatu, do usunięcia ducha uwielbienia i spłycenia myślenia ludzi o ich Stwórcy; ponadto jest najgorszym z możliwych sposobów przygotowywania osób potencjalnie nawróconych do regularnego, coniedzielnego usługiwania w kościołach, do których we właściwym czasie oni się przyłączą. Pozornie bezcenne dodawanie uroku chrześcijańskiemu doświadczeniu, przekazywanemu w świadectwach, jest duszpastersko nieodpowiedzialne i wywołuje fałszywe romantyczne wrażenie na temat tego, co oznacza bycie chrześcijaninem. To wraz z tendencją do folgowania długotrwałemu naciskowi na podjęcie decyzji i świadomemu używaniu ckliwej muzyki pobudzającej uczucia prowadzi do produkowania „nawróceń, które są po prostu psychologicznymi i emocjonalnymi wstrząsami, a nie są w ogóle owocami duchowego przekonania i odnowy”. Okazjonalny charakter tych spotkań powoduje w sposób nieunikniony, że decyzje w odpowiedzi na apele będą często podejmowane na podstawie nieadekwatnego poinstruowania o tym, z czym dana decyzja jest związana i jakie będą jej koszty – tego typu apele są niczym innym jak nadużyciem zaufania. Usprawiedliwianie podobnych spotkań tym, że dzięki nim zbierany jest plon nawróconych, może pobudzić kaznodziejów i duszpasterzy do podejmowania prób wymuszania na ludziach pochopnych decyzji, zanim oni zrozumieją, o co naprawdę chodzi. Nawrócenia produkowane w ten sposób prowadzą w najlepszym wypadku do skarłowacenia, a w najgorszym – do udawania i w rezultacie do braku wrażliwości na ewangelię. Mówi się, że drogą rozwoju dalszego zwiastowania ewangelii jest całkowite zerwanie ze wzorem tego typu ewangelizacyjnej akcji i rozwinięcie nowego wzoru (lub raczej odnowienie starego, który istniał wcześniej, nim tego typu spotkania stały się standardem), w którym jednostką ewangelizacyjną jest raczej zbór lokalny niż grupa ludzi stanowiących przekrój różnych kościołów, a ewangelizacyjne spotkania odbywają się pośród usługiwania lokalnego zboru – w istocie jest to wzór, w którym usługiwanie lokalnego zboru funkcjonuje jako ciągłe spotkania ewangelizacyjne.
Odpowiedź na te zarzuty, której się zazwyczaj używa, jest następująca: chociaż sprawy, które zostały napiętnowane, są z całą pewnością prawdziwymi wypaczeniami, to ewangelizacyjne spotkania wzorowane według tego kryterium mogą być i często są prowadzone w taki sposób, że ich unikają. Mówi się, że takie spotkania udowodniły już swoją użyteczność w przeszłości; doświadczenie pokazuje, że Bóg ciągle ich używa, i wydaje się, że nie ma wystarczającego powodu do rezygnowania z nich. Argumentuje się, że podczas gdy wiele Kościołów w każdej większej denominacji zawodzi w swojej odpowiedzialności za zwiastowanie ewangelii, to te spotkania mogą być jedyną sposobnością do przedstawienia ewangelii licznym rzeszom ludzi. Droga rozwoju polega więc na utrzymaniu ich, a nie na likwidacji, a także reformowaniu ich tam, gdzie istnieją nadużycia.
Debata trwa. Bez wątpienia będzie ona trwała pomiędzy nami jeszcze przez jakiś czas. To, co ja chcę tutaj zrobić, nie jest wejściem w tę kontrowersję, lecz przejściem ponad nią. Chcę wyodrębnić kluczową zasadę, którą powinniśmy się kierować w naszej ocenie obu metod zwiastowania ewangelii i jakiejkolwiek innej metody, które mogłyby być praktykowane lub proponowane.
Jaka jest ta kluczowa zasada? Wyjaśni to dalszy kierunek myśli.
Zwiastowanie ewangelii, tak jak to już widzieliśmy w poprzednich artykułach, jest dziełem komunikowania w zamiarze nawrócenia. Z tego powodu po ostatecznej analizie jest tylko jeden środek zwiastowania ewangelii: mianowicie jest nim wyjaśniona i stosowana w praktyce ewangelia Chrystusa. Wiara i pokuta – te dwa komplementarne elementy, z których składa się nawrócenie – pojawiają się w odpowiedzi na ewangelię. Paweł mówi nam: „Wiara więc jest ze słuchania, a słuchanie – przez słowo Boże” (Rz 10,17) lub tak jak The New English Bible poszerza ten wiersz: „Wiara jest wzbudzona poprzez poselstwo, a poselstwo, które wzbudza, przychodzi przez Słowo Chrystusowe”.
Ponadto po ostatecznej analizie istnieje tylko jeden pośrednik zwiastowanej ewangelii: mianowicie Pan Jezus Chrystus. To sam Chrystus jest tym, który poprzez swojego Ducha Świętego uzdalnia swoje sługi do prawdziwego wyjaśniania ewangelii i stosowania jej z pełną mocą i skutecznością; tak samo jak Chrystus jest tym, który poprzez swojego Ducha Świętego otwiera umysły i serca, by ludzie przyjęli ewangelię, i w takim samym stopniu dokonuje on zbawczego pociągnięcia ich do siebie. Paweł mówi o swoich osiągnięciach jako zwiastunie ewangelii: „Nie śmiałbym bowiem mówić tego, czego Chrystus nie uczyniłby przeze mnie w przywodzeniu pogan do posłuszeństwa przez słowo i uczynek; przez moc znaków i cudów, przez moc Ducha Bożego, tak że obszar od Jerozolimy i okolic aż do Ilirii napełniłem ewangelią Chrystusa” (Rz 15,18‑19). Od czasu Augustyna często zwraca się uwagę, że Chrystus jest tym, który naprawdę udziela sakramentów zawartych w ewangelii, a człowiek, który ich udziela, działa jedynie jako Jego ręka. Musimy pamiętać, że równie podstawową prawdą jest, że to Chrystus jest prawdziwym Sługą słowa ewangelii i ludzki kaznodzieja lub świadek działa jedynie jako Jego usta.
Tak samo po ostatecznej analizie istnieje tylko jedna metoda zwiastowania ewangelii: mianowicie wierne wyjaśnianie i stosowanie poselstwa ewangelii. Z tego wynika – i to jest ta kluczowa zasada, której szukamy – że testem dla jakiejkolwiek proponowanej strategii, techniki lub stylu ewangelizacyjnej działalności musi być pytanie: czy to faktycznie przekazuje słowo Boże? Czy jest to obliczone na to, by w sposób prawdziwy i pełny wyjaśniać ewangelię i stosować ją dokładnie i głęboko? W takiej mierze, w jakiej dana metoda jest obliczona na osiągnięcie takiego właśnie efektu, jest ona uprawniona i słuszna; w takim stopniu, w jakim ma ona tendencję do zakrywania i zaciemniania realności ewangelicznego poselstwa i stępiania ostrza jego praktycznego zastosowania, jest bezbożna i zła.
Zastosujmy to w praktyce. Oznacza to, że dokonać musimy przeglądu wszystkich naszych ewangelizacyjnych planów i dokonań – naszych misji, zebrań i kampanii; naszych kazań, rozmów i świadectw; naszych wielkich spotkań i małych spotkań, naszego zwiastowania ewangelii poszczególnym osobom; traktatów, które dajemy, książek, które pożyczamy, listów, które piszemy – i musimy zadać sobie w sprawie każdego z nich pytania takie jak te:
Czy jest to sposób przedstawiania Chrystusa, który jest obliczony na to, by wywrzeć wrażenie na ludziach, że ewangelia jest słowem Boga? Czy jest to obliczone na odwrócenie ich uwagi od człowieka i od wszystkich spraw jedynie ludzkich – w stronę Boga i Jego prawdy? Czy wykazuje to raczej tendencję do odwracania uwagi od autora i autorytetu poselstwa do osoby i dokonań tego, który poselstwo zwiastuje? Czy ten rodzaj działalności sprawia, że ewangelia brzmi jak ludzka idea, rodzaj zabawy tego, który ją zwiastuje, lub jak Boże objawienie, wobec którego sam człowiek zwiastujący je jest pełen bojaźni? Czy ten sposób prezentowania Chrystusa zdradza obecność ludzkiego sprytu i autoreklamy? Czy ten rodzaj działalności wykazuje tendencję do wywyższenia człowieka? Czy też raczej urzeczywistnia szczerość, nieudawaną prostotę zwiastującego ewangelię, którego cała uwaga skupiona jest na przekazaniu jego poselstwa, który nie chce skupić uwagi na sobie samym i pragnie usunąć się w cień swojego poselstwa, tak dalece jak tylko jest to możliwe, nie bojąc się niczego tak bardzo jak tego, że ludzie będą podziwiać i oklaskiwać go wtedy, gdy powinni skłonić się i uniżyć przed potężnym Panem, którego on reprezentuje?
Ponadto: czy jest to sposób przedstawiania Chrystusa obliczony na to, by pobudzić działanie słowa Bożego w ludzkich umysłach lub przeszkodzić mu? Czy intencją tej działalności jest wyjaśnienie znaczenia poselstwa, czy też pozostaje ono enigmatyczne i niezrozumiałe, zamknięte w pobożnym żargonie i prorockich formułach? Czy jest jego intencją pobudzić ludzi do myślenia, i to myślenia poważnego, o Bogu i o nich samych oraz ich relacji z Bogiem? Czy też wykazuje to tendencję do tłumienia myślenia poprzez apelowanie wyłącznie do emocji? Czy jest to obliczone na to, by pobudzić umysł, czy też go uśpić? Czy ten sposób przedstawiania Chrystusa jest próbą poruszenia ludzi za pomocą uczuć, czy też prawdy? Oczywiście nie ma nic złego w tym, że się posiada uczucia; byłoby dziwne, gdyby osoba została nawrócona bez reakcji emocjonalnej. To, co jest złe, to rodzaj apelu kierowanego do emocji i granie na emocjach, które dręczą ludzkie uczucia i są substytutem dla poinstruowania ich umysłów.
Poza tym musimy zapytać, czy ten sposób przedstawiania Chrystusa jest obliczony na to, by zakomunikować ludziom doktrynę ewangelii, i to nie tylko jakąś jej część, lecz w całości – prawdę o naszym Stwórcy i Jego żądaniach, i o nas samych jako o winnych, zgubionych, bezsilnych grzesznikach, potrzebujących nowego narodzenia, i o Synu Bożym, który stał się człowiekiem i umarł za grzechy, i żyje, by przebaczać grzesznikom i przyprowadzać ich do Boga. Czy też należy się tutaj spodziewać braków i tego, że mamy do czynienia z półprawdami, oraz pozostawienia ludzi z niekompletnym zrozumieniem tych spraw i pośpiechem w żądaniu od nich wiary i pokuty, bez wyjaśnienia, z czego powinni pokutować lub w co powinni uwierzyć?
Musimy także zapytać, czy ten sposób przedstawiania Chrystusa jest obliczony na to, by przekazać ludziom, jakie jest zastosowanie ewangelii, i to nie tylko jakiejś jej części, lecz całości – wezwanie do postrzegania i poznania siebie samego takim, jak Bóg go widzi i zna, to jest jako grzeszne stworzenie, i skonfrontowanie z szerokością i głębokością potrzeby, w której ktoś się znalazł z powodu złej relacji z Bogiem, a także skonfrontowanie go z kosztami i konsekwencjami nawrócenia i przyjęcia Chrystusa jako Zbawcy i Pana. Czy też należy się tutaj spodziewać braku i błędnych wyjaśnień niektórych z tych zagadnień i udzielenia nieadekwatnego oraz zniekształconego wrażenia w kwestii tego, czego ewangelia wymaga? Na przykład czy zostawi ludzi całkowicie nieświadomych niecierpiącego zwłoki obowiązku udzielenia odpowiedzi Chrystusowi? Czy też zostawi ich z założeniem, że wszystko, co muszą zrobić, to zaufać Chrystusowi jako temu, który poniósł ich grzechy, nierozumiejących tego, że oni muszą również zaprzeć się samych siebie i uznać Chrystusa za Pana (ten błąd moglibyśmy nazwać „tylko uwierzeniem”)? Czy też zostawi ich z wyobrażeniem, że wszystko, co muszą zrobić, to poświęcić się Chrystusowi jako ich Mistrzowi, nierozumiejących tego, że muszą również przyjąć Go jako ich Zbawcę (błąd, który możemy nazwać „dobrym postanowieniem”)? Musimy tutaj pamiętać, że pod względem duchowym bardziej zagrożony jest człowiek, którego sumienie zostało pobudzone do udzielenia źle rozumianej odpowiedzi na ewangelię i podjęcia błędnej praktyki religijnej, niż taki, który w ogóle nie udzielił żadnej odpowiedzi. Jeśli nakłonisz właściciela knajpy do faryzeizmu, to pogarszasz jego stan, a nie polepszasz.
Ponownie musimy zapytać, czy ten sposób prezentowania Chrystusa jest obliczony na to, by przekazać prawdę ewangelii w sposób, który jest do tego zadania odpowiednio poważny. Czy jest obliczony na to, aby wywołać u ludzi poczucie, że oni rzeczywiście są skonfrontowani ze sprawą życia i śmierci? Czy jest obliczony na to, by mogli oni zobaczyć i odczuć wielkość Boga oraz wielkość ich grzechu i ich potrzeby, a także wielkość łaski Chrystusa? Czy jest obliczony na to, by uświadomić im straszliwy majestat i świętość Boga? Czy pomoże im zorientować się, że jest straszną rzeczą wpaść w Jego ręce? Czy też jest to sposób przedstawiania Chrystusa tak lekki, niedbały, przyjemny i wesoły, że powoduje, iż będzie dla słuchaczy trudne odczucie, że ewangelia jest związana z jakimikolwiek konsekwencjami, z wyjątkiem uwolnienia od życiowych niepowodzeń? Jest to wielka zniewaga dla Boga i prawdziwa szkoda dla ludzi, gdy poprzez czyjąś prezentację ewangelii zostaje ona przedstawiona w sposób trywialny i obniżający jej wartość. Nie chodzi o to, że powinniśmy udawać powagę, gdy mówimy o duchowych sprawach; nie ma nic bardziej frywolnego niż udawana powaga i coś, co dawałoby większe szanse na zrobienie z naszych słuchaczy hipokrytów. Tym, czego potrzebujemy, jest to: my, którzy mielibyśmy przemawiać dla Chrystusa, powinniśmy modlić się ciągle, aby Bóg włożył w nasze serca i zachował w nich świadomość jego wielkości i chwały, i radości z posiadania społeczności z Nim oraz tego, jak przerażające jest życie bez Niego, zarówno teraz, jak i w wieczności. Wówczas Bóg uzdolni nas, byśmy mówili uczciwie i otwarcie to, co czujemy w związku z tymi sprawami. Wtedy będziemy naprawdę naturalnie prezentować ewangelię – również naprawdę poważnie.
To właśnie poprzez stawianie tego typu pytań musimy sprawdzić i tam, gdzie jest to potrzebne, zreformować nasze metody zwiastowania ewangelii. Zasada jest taka, że najlepszą metodą zwiastowania ewangelii jest ta, która przekazuje ją w najpełniejszy sposób. Jest nią ta, która zawiera najwyraźniejsze świadectwo Bożego pochodzenia; jej poselstwa i rezultaty, które ona powoduje, muszą mieć charakter wyboru pomiędzy życiem i śmiercią. Jest nią ta, która umożliwia najpełniejsze i rzetelne wyjaśnienie dobrej nowiny o Chrystusie i Jego krzyżu oraz najdokładniejsze i najbardziej drobiazgowe jej zastosowanie. Jest nią ta, która w sposób najskuteczniejszy angażuje umysły tych, którym świadectwo jest składane, i sprawia, że są w sposób najpełniejszy świadomi tego, że ewangelia jest Bożym słowem skierowanym osobiście do nich w sytuacji, w jakiej się znajdują. Jaka jest najlepsza metoda w każdym przypadku? Ty i ja musimy to odkryć sami. W świetle tej reguły wszystkie debaty dotyczące metod zwiastowania ewangelii muszą być rozstrzygnięte.