Można by oczekiwać, że ewangeliczni chrześcijanie nie będą musieli poświęcać czasu na dyskusję na ten temat. Mając na uwadze nacisk, jaki całkowicie słusznie zawsze kładą oni na priorytet zwiastowania ewangelii, byłoby rzeczą naturalną założyć, że wszyscy jesteśmy całkowicie jednomyślni co do tego, czym jest zwiastowanie ewangelii. W rzeczywistości wiele zamieszania, które obecnie ma miejsce podczas debat na temat zwiastowania ewangelii, powstaje wskutek braku zgody w tej kwestii. Źródło zamieszania może być przedstawione jednym zdaniem. Jest to nasz szeroko rozpowszechniony i uporczywy nawyk definiowania zwiastowania ewangelii nie na podstawie kryteriów przekazywanego poselstwa, lecz na podstawie efektu uzyskiwanego u naszych słuchaczy.
W celu zilustrowania tego spójrzmy na powszechnie znaną definicję zwiastowania ewangelii, którą zawarł komitet arcybiskupi w swym raporcie na temat pracy ewangelizacyjnej Kościoła w roku 1918. „Zwiastować ewangelię – oznajmia komitet – to przedstawiać Jezusa Chrystusa w mocy Ducha Świętego, tak by ludzie składali swą ufność przez Niego w Bogu, by akceptowali Go jako swego zbawcę i służyli Mu jako swemu królowi w społeczności Kościoła”.
Jest to pod wieloma względami doskonała definicja. Wyraża ona w sposób godny podziwu cel i zamysł ewangelizacyjnego przedsięwzięcia, wyklucza wiele nieadekwatnych i zwodniczych idei. Na samym początku stawia tezę, że zwiastowanie ewangelii oznacza ogłaszanie ściśle określonego poselstwa. Według tej definicji zwiastowanie ewangelii nie oznacza tylko nauczania ogólnych prawd dotyczących istnienia Boga lub prawa moralnego; zwiastowanie ewangelii to przedstawianie Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego, który stał się człowiekiem w szczególnym punkcie historii świata po to, by zbawiać upadłą ludzką rasę. Również według tej definicji zwiastowanie ewangelii nie jest wyłącznie zaprezentowaniem nauczania i przykładu, jaki stanowi historyczny Jezus, ani też nawet prawdy o Jego zbawczym dziele; zwiastowanie ewangelii oznacza przedstawiać Jezusa Chrystusa, Jego samego jako żywego Zbawcę i sprawującego władzę Pana. Ponadto według tej definicji zwiastowanie ewangelii nie jest jedynie ukazywaniem żywego Jezusa jako pomocnika i przyjaciela bez odniesienia do Jego zbawczego dzieła dokonanego na krzyżu; zwiastowanie ewangelii oznacza przedstawianie Jezusa jako Chrystusa, namaszczonego przez Boga sługę wypełniającego zadanie należące do wyznaczonego mu stanowiska Arcykapłana i Króla. „Człowiek Jezus Chrystus” ma być przedstawiany jako „jedyny pośrednik między Bogiem a ludźmi” (1Tm 2,5), który „raz za grzechy cierpiał […], aby was przywieść do Boga”, jedyny, poprzez którego i jedynie poprzez którego ludzie mogą opamiętać się, by złożyć swą ufność w Bogu zgodnie z Jego własnym twierdzeniem: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca jak tylko przeze mnie” (J 14,6). Ma być ogłaszany jako Zbawca, ten, który „przyszedł na świat, aby zbawić grzeszników” (1Tm 1,15), i „Chrystus odkupił nas z przekleństwa prawa, stając się za nas przekleństwem” (Ga 3,13) – „Jezusa, który nas wyrwał od nadchodzącego gniewu” (1Tes 1,10). A także ma być On ukazany jako Król: „Gdyż po to Chrystus umarł, powstał i ożył, aby panować i nad umarłymi, i nad żywymi” (Rz 14,9). Nie ma zwiastowania ewangelii tam, gdzie to specyficzne poselstwo nie jest oznajmione.
Ponadto ta definicja wskazuje na to, że zwiastowanie ewangelii oznacza głoszenie tego szczególnego poselstwa wraz z jego specyficznym zastosowaniem. Według niej nie jest zwiastowaniem ewangelii przedstawianie Chrystusa jako tematu dla oddzielnego studium krytyczno‑porównawczego. Zwiastowanie ewangelii według tej definicji oznacza przedstawianie Jezusa Chrystusa i Jego dzieła w relacji do potrzeb upadłych ludzi, którzy są pozbawieni społeczności z Bogiem jako ich Ojcem i podlegają gniewowi Boga jako sędziemu. Zwiastowanie ewangelii oznacza przedstawianie im Jezusa Chrystusa jako ich jedynej nadziei w tym świecie i w tym, który ma nadejść. Oznacza nawoływanie grzeszników do zaakceptowania Jezusa Chrystusa jako ich zbawcy, do uznania w ostatecznym i najgłębszym sensie tego, że są bez Niego zgubieni. A to jeszcze nie wszystko. Zwiastowanie ewangelii oznacza również wezwanie ludzi do tego, by przyjęli Jezusa Chrystusa zarówno jako ich Pana, jak i jako Zbawcę i by służyli jako ich królowi w społeczności Jego Kościoła, społeczności tych, którzy Go uwielbiają, świadczą o nim i tu, na ziemi, pracują dla Niego. Innymi słowy, zwiastowanie ewangelii oznacza wypowiadanie wezwania zarówno do nawrócenia, jak i do zaufania; jest to przekazywanie nie tylko Bożego zaproszenia do przyjęcia Zbawcy, lecz również Bożego przykazania, by odwrócić się od grzechu. I nie ma zwiastowania ewangelii tam, gdzie nie przekazuje się tego specyficznego zastosowania.
Definicja, której przeglądu dokonujemy, dobrze ugruntowuje te zasadnicze kwestie. W jednej fundamentalnej sprawie jest jednak błędna. Zawiera zdanie skutkowe tam, gdzie powinno się znajdować zdanie celowe. Gdyby zaczęła się słowami: „zwiastować ewangelię oznacza przedstawiać Jezusa Chrystusa grzesznym ludziom po to, by dzięki mocy Ducha Świętego mogli oni złożyć […]”, to nie byłoby w tym nic niewłaściwego. Lecz tego analizowana definicja nie mówi. To, co mówi, jest całkiem inne. „Zwiastować ewangelię to przedstawiać Jezusa Chrystusa w mocy Ducha Świętego, tak by ludzie składali […]”. Jest to definiowanie zwiastowania ewangelii ze względu na osiągnięty efekt w życiu innych ludzi, co jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że istotą zwiastowania ewangelii jest przyczynianie się do nawróceń.
To nie może być słuszne. Zwiastowanie ewangelii jest pracą człowieka, lecz udzielenie wiary stanowi dzieło Boga. Oczywiście to prawda, że celem każdego ewangelisty jest doprowadzenie do nawrócenia – i nasza definicja doskonale wyraża ideał, którego wypełnienie pragnie on widzieć w swej służbie – lecz kwestii, czy ktoś zwiastuje ewangelię, nie można wyjaśnić po prostu przez zadanie pytania o nawrócenia. Byli tacy misjonarze w krajach muzułmańskich, którzy pracowali tam przez całe życie i nie widzieli żadnych nawróceń – czy mamy z tego wyciągnąć wniosek, że nie ewangelizowali? Było wielu nieewangelicznych kaznodziejów, przez których słowa (nie zawsze rozumiane w zamierzonym przez nich sensie) poszczególni ludzie prawdziwie się nawrócili – czy powinniśmy stąd wyciągnąć wniosek, że byli oni mimo wszystko zwiastunami ewangelii? Z pewnością odpowiedź w obydwóch przypadkach brzmi „nie”. Rezultaty zwiastowania nie są zależne od życzeń i intencji ludzi, lecz od woli Boga Wszechmogącego. Te rozważania nie oznaczają, że powinno być nam obojętne, czy widzimy owoc naszego świadectwa o Chrystusie, czy nie; jeżeli owoc się nie pojawia, to powinniśmy szukać Bożego oblicza, aby dowiedzieć się dlaczego, ale te rozważania oznaczają, że nie powinniśmy definiować zwiastowania ewangelii za pomocą kategorii osiągalnych rezultatów.
W jaki zatem sposób powinniśmy zdefiniować zwiastowanie ewangelii? Odpowiedź Nowego Testamentu jest bardzo prosta. Według Nowego Testamentu ewangelizacja polega na głoszeniu ewangelii, tej radosnej nowiny. Jest to praca komunikowania, w której chrześcijanie sami przyjmują rolę rzeczników poselstwa Bożego miłosierdzia dla grzeszników. Ktokolwiek wiernie, w jakichkolwiek okolicznościach, przekazuje poselstwo, czy to na wielkich spotkaniach, czy w małym gronie, czy to z kazalnicy lub w prywatnej rozmowie, ten zwiastuje ewangelię. Skoro Boże poselstwo znajduje swój punkt kulminacyjny w możliwości usprawiedliwienia przez Stwórcę zbuntowanego świata oraz nawrócenia i złożenia zaufania w Chrystusie, to przekazywanie go zawiera w sobie zawezwanie słuchaczy do nawrócenia. Jeżeli w tym sensie, jak już to widzieliśmy, nie starasz się o to, by doprowadzić do nawróceń, to nie ewangelizujesz, lecz podstawą do tego, by stwierdzić, czy faktycznie zwiastujesz ewangelię, nie jest zadanie pytania, czy nawrócenia są widocznym rezultatem twojego świadectwa. Należy spytać o to, czy wiernie rozpowszechniasz poselstwo ewangelii?
Aby uzyskać kompletny obraz tego, co Nowy Testament mówi o zwiastowaniu ewangelii, nie musimy patrzeć dalej niż na sprawozdanie Apostoła Pawła o naturze jego własnej ewangelizacyjnej służby. Są trzy punkty, na które należy zwrócić uwagę:
1. Paweł zwiastował ewangelię jako wydelegowany reprezentant Pana Jezusa Chrystusa. Zwiastowanie ewangelii było zadaniem, które zostało szczególnie jemu powierzone: „Chrystus posłał mnie […], abym zwiastował dobrą nowinę” (1Kor 1,17 KJV). Zobaczmy teraz, w jaki sposób postrzegał siebie z racji tego posłannictwa. Na pierwszym miejscu widział on siebie jako Chrystusowego szafarza: „Niech więc każdy uważa nas (mnie i mojego współsługę Apollosa) – napisał do Koryntian – za sługi Chrystusa i (na podstawie tych uprawnień) szafarzy tajemnic Boga” (1Kor 4,1). „Rozpowszechnianie ewangelii (wydelegowanie do rozpowszechniania jej: »szafarstwo«) jest mi powierzone” (1Kor 9,17 KJV). Paweł widział siebie jako niewolnika wywyższonego, by zyskać dużą dozę zaufania, jaką w czasach Nowego Testamentu zawsze cieszył się szafarz domostwa; został on „uznany przez Boga za godnego, by została mu powierzona ewangelia” (1Tes 2,4 RSV), a teraz spoczywa na nim odpowiedzialność, aby być wiernym w wypełnianiu powierzonego mu zadania, tak jak musi być wierny szafarz strzegący kosztownej prawdy, która została mu powierzona (jak później przykazuje to Tymoteuszowi), oraz udzielać jej i rozpowszechniać ją zgodnie ze wskazówkami swojego Mistrza. Fakt, że zostało mu powierzone szafarstwo, oznaczał to, co powiedział Koryntianom: „Jeśli bowiem głoszę ewangelię, nie mam się czym chlubić, bo nałożono na mnie ten obowiązek, a biada mi, gdybym ewangelii nie głosił” (1Kor 9,16). Zatem postawa szafarza rzuca najwięcej światła na odpowiedzialność Pawła za zwiastowanie ewangelii.
Po drugie widział siebie jako herolda Jezusa Chrystusa. Gdy opisuje siebie jako „ustanowionego zwiastuna” (2Tm 1,11 KJV) ewangelii, rzeczownikiem, którego używa, jest kçryx, co oznacza herolda, czyli osobę, która dokonuje publicznych ogłoszeń w imieniu kogoś innego. Kiedy oznajmia: „My zwiastujemy Chrystusa ukrzyżowanego” (1Kor 1,23), czasownikiem, po który sięga, jest keryssô, co oznacza działalność herolda wyznaczonego do ogłaszania wszem, wobec tego, co polecono mu podać do publicznej wiadomości. Gdy Apostoł Paweł mówi o „moim zwiastowaniu” oraz „naszym zwiastowaniu” i ukazuje, że według mądrości tego świata to świat jest nieświadomy Boga, „przeto upodobało się Bogu zbawić wierzących przez głupie zwiastowanie” (1Kor 1,21), rzeczownikiem, którego Paweł używa, jest kērygma, co nie oznacza działalności ogłaszania, lecz sprawę, która jest ogłaszana, proklamację jako taką, oznajmione przesłanie. Paweł według własnej opinii nie był filozofem, nie był moralistą ani też jednym spośród ludzi, którzy posiedli mądrość tego świata, tylko po prostu heroldem Chrystusa. Jego Mistrz i Król dał mu przesłanie, aby je ogłosił, dlatego jego obowiązek polegał całkowicie na tym, by przekazać to przesłanie w sposób dokładny, staranny i wierny, niczego nie dodając, niczego nie zmieniając ani niczego nie pomijając. Miał przekazywać je nie jako jeszcze jedną z ludzkich świetlanych idei, która potrzebuje tego, by ją upiększyć za pomocą kosmetyków i wysokiego obcasa, modnej wiedzy, by przyciągnąć wzrok ludzi, lecz jako słowo Boga wypowiadane w imieniu Chrystusa, niosące za sobą Jego autorytet i poświadczone słuchaczom poprzez przekonującą moc Ducha Chrystusowego. „Również ja, gdy przyszedłem do was – przypomina Paweł Koryntianom – ja […] przyszedłem […], głosząc wam świadectwo Boże” (1Kor 2,1‑5). Ten argument pozostaje niezmieniony także wtedy, gdy – tak jak w wielu innych przekładach – w pierwszym wierszu zamiast słowa „świadectwo” używane jest słowo „tajemnica”. Apostoł Paweł mówi: „przyszedłem nie po to, aby dać wam moje własne idee odnośnie czegokolwiek, lecz po prostu po to, by przekazać Boże poselstwo”. Dlatego: „Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego” – gdyż właśnie po to, by wam o tym powiedzieć, Bóg posłał mnie do was. „A moja mowa i moje głoszenie (kērygma) nie opierały się na powabnych słowach ludzkiej mądrości, ale na ukazywaniu Ducha i mocy, aby wasza wiara nie opierała się na mądrości ludzkiej, ale na mocy Boga”. Zatem postawa herolda rzuca najwięcej światła na autentyczność Pawłowej ewangelii.
Po trzecie Apostoł Paweł uważał siebie za ambasadora Chrystusa. Kim jest ambasador? Jest uwiarygodnionym reprezentantem monarchy. Mówi nie we własnym imieniu, lecz w imieniu władcy, którego jest przedstawicielem, i cała jego odpowiedzialność oraz obowiązek polegają na tym, by wiernie interpretować decyzje swego pana wobec tych, do których jest posłany. Paweł używa tego obrazu dwukrotnie, w obu przypadkach w związku z pracą ewangelizacyjną. „Modląc się […] i za mnie – napisał z więzienia – aby była mi dana mowa, bym z odwagą otworzył moje usta do oznajmienia tajemnicy ewangelii, dla której sprawuję poselstwo w łańcuchach [w angielskim przekładzie, którego używa autor, występuje tutaj słowo ambasador – przyp. tłum.], abym o niej odważnie mówił, tak jak powinienem mówić” (Ef 6,18‑20). W innym miejscu napisał: „Bóg bowiem był w Chrystusie, jednając świat z samym sobą, nie poczytując ludziom ich grzechów, i nam powierzył to słowo pojednania. Tak więc w miejsce Chrystusa sprawujemy poselstwo, tak jakby Bóg upominał was przez nas. W miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem” (2Kor 5,19‑20). Paweł nazwał siebie samego ambasadorem, ponieważ wiedział, że głosząc fakty i obietnice ewangelii i namawiając grzeszników do przyjęcia pojednania dokonanego na Golgocie, głosi poselstwo będące poselstwem Chrystusa dla świata. Zatem postać posła rzuca najwięcej światła na autorytet, jaki miał Paweł, reprezentując swojego Pana.
W swym zwiastowaniu ewangelii Paweł świadomie więc działał jako sługa i szafarz, rzecznik i herold, orędownik i ambasador Pana Jezusa Chrystusa. Stąd z jednej strony jego ciągła śmiałość i niezachwiana świadomość autorytetu w obliczu szyderstw i obojętności, a z drugiej strony jego bezkompromisowa odmowa modyfikowania poselstwa po to, by dopasować je do okoliczności. Oczywiście te dwie rzeczy były z sobą połączone, gdyż Paweł mógł uważać siebie samego za przemawiającego z autorytetem Chrystusa, tak długo jak pozostawał wierny myśleniu w kategoriach powierzonego mu zadania i mówił nie mniej i nie więcej, niż było mu dane powiedzieć. „Lecz choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba głosił wam ewangelię inną od tej, którą wam głosiliśmy, niech będzie przeklęty. Jak powiedzieliśmy przedtem, tak i teraz znowu mówię: Gdyby wam ktoś głosił ewangelię inną od tej, którą przyjęliście, niech będzie przeklęty” (Ga 1,8‑9). Ale gdy głosił ewangelię, którą powierzył mu Chrystus, wtedy przemawiał jako wydelegowany reprezentant Chrystusa, dlatego mógł przemawiać w sposób autorytatywny i domagać się prawa do tego, aby być wysłuchanym.
Wydelegowanie do tego, by głosić publicznie ewangelię i czynić uczniami, nigdy jednak nie było powierzone tylko apostołom. A także teraz nie jest powierzone tylko duchownym Kościoła. Jest to zadanie, które spoczywa na całej wspólnocie Kościoła i dlatego na każdym chrześcijaninie z osobna. Cały Boży lud jest posłany, by postępować tak, jak postąpili Filipianie, i „świecić jak światła na świecie, zachowując słowa życia” (Flp 2,15‑16). Dlatego na każdego chrześcijanina zostało przez Boga nałożone zobowiązanie rozpowszechniania ewangelii Chrystusa. I każdy chrześcijanin, który ogłasza poselstwo ewangelii jakiemukolwiek człowiekowi, czyni to zgodnie z określeniami danego mu przez Boga posłannictwa, jako ambasador Chrystusa i jego reprezentant. Taki jest autorytet i taka jest odpowiedzialność Kościoła i poszczególnego chrześcijanina w sprawie zwiastowania ewangelii.
2. Drugi punkt Pawłowego rozumienia jego własnej ewangelizacyjnej posługi wynika z pierwszego. Jego pierwszoplanowym zadaniem w zwiastowaniu ewangelii było uczyć prawdy o Panu Jezusie Chrystusie.
Pierwszym zadaniem Pawła jako ambasadora Chrystusa było „wyjaśnianie” poselstwa, które jego Władca nakazał mu przekazywać. Chrystus posłał mnie – oświadczył – abym co robił? „Głosił ewangelię” (1Kor 1,17 KJV). Greckim słowem, które tutaj zostało użyte, jest euangelizomai, oznaczające uczynić euangelion powszechnie znaną, czyli „dobrą nowinę”. To jest to, czym była głoszona przez Pawła ewangelia. Paweł proklamował, że dobra nowina przyszła na świat – dobra nowina pochodząca od Boga. Jest ona niepodobna do czegokolwiek, czego świat, Żydzi lub poganie domyślali się, lub oczekiwali, lecz jest tym, czego cały świat potrzebuje. Ta dobra nowina, „słowo Boże” w zwykłym nowotestamentowym sensie – „prawda”, tak jak Paweł często ją nazywa – jest pełnym i ostatecznym odsłonięciem tego, co Stwórca uczynił i uczyni, by zbawiać grzeszników. Jest to kompletne rozwinięcie duchowych faktów na temat życia w Bożym świecie, który jest zbuntowany przeciwko Bogu.
Jaka była ta dobra nowina, którą Paweł głosił? To była nowina o Jezusie z Nazaretu. To była nowina o wcieleniu, przebłaganiu i królestwie – narodzenie, ukrzyżowanie i ukoronowanie – Syna Bożego. Była to nowina o tym, jak Bóg „uwielbił Syna swego, Jezusa” (Dz 3,13) przez uczynienie go Chrystusem, długo oczekiwanym przez świat „wodzem i zbawicielem” (Dz 5,31). To nowina o tym, jak Bóg uczynił swego Syna człowiekiem i jak tego człowieka Bóg uczynił Arcykapłanem, Prorokiem i Królem; i jak tego Arcykapłana Bóg uczynił również ofiarą przebłagalną za grzechy, a jako proroka Bóg uczynił Go prawodawcą dla Jego ludu; i jak jako Króla Bóg uczynił Go także sędzią całego świata i udzielił Mu przywilejów, które w Starym Testamencie były wyłączną własnością Jahwe – mianowicie suwerennego sprawowania władzy aż do czasu, gdy każde kolano zegnie się przed Nim, i zbawiania wszystkich, którzy wezwą Jego imienia. Krótko mówiąc, dobra nowina była właśnie tym: Bóg wykonał swój wieczny zamiar uwielbienia swego Syna przez wywyższenie Go jako wielkiego Zbawcę wielkich grzeszników.
Taka była ewangelia, którą Paweł był posłany głosić. Było to poselstwo w pewnym stopniu skomplikowane, którego wcześniej należało się nauczyć, nim można było według niego żyć, i wcześniej je zrozumieć, nim można było je zastosować. Trzeba było zatem go nauczać. Dlatego Paweł, jako głosiciel tego poselstwa, musiał stać się nauczycielem. Postrzegał to jako część swego powołania; mówił „ewangelia: której jestem ustanowiony zwiastunem […] i nauczycielem” (2Tm 1,11). Ponadto mówi nam, że nauczanie było podstawą jego ewangelizacyjnej praktyki; mówi o „Chrystusie […], którego zwiastujemy […], nauczając każdego człowieka we wszelkiej mądrości” (Kol 1,28 KJV). W obydwu tekstach informacja o nauczaniu oznacza objaśnianie głoszonego poselstwa. Innymi słowy, to poprzez nauczanie zwiastujący ewangelię wypełnia swoją służbę. Nauczanie ewangelii jest jego pierwszym obowiązkiem: zredukowanie jej do najprostszej i zasadniczej postaci, a następnie analizowanie punkt po punkcie, tak by ugruntować jej znaczenie przy użyciu pozytywnych i negatywnych definicji, aby pokazać, w jaki sposób każda część poselstwa jest związana z resztą – i kontynuować wyjaśnienia aż do chwili, w której będzie całkowicie pewne, że słuchacze ją zrozumieli. I dlatego, gdy Paweł głosił ewangelię, oficjalnie czy nieoficjalnie, w synagodze lub na ulicach, Żydom bądź poganom, dla tłumu czy dla jednego człowieka, to nauczał – angażując czyjąś uwagę, zdobywał zainteresowanie, przedstawiał fakty, wyjaśniał ich znaczenie, rozwiązując trudności, odpowiadając na pytania i pokazując, w jaki sposób jej poselstwo może zostać wprowadzone w życie. Stałym sposobem, w jaki Łukasz opisuje ewangelizacyjną służbę Pawła, jest twierdzenie, że rozmawiał lub rozprawiał (dialegomai, co angielskie przekłady oddają jako „argumentować”) albo nauczał i przekonywał (starał się pobudzić swoich słuchaczy do wyciągnięcia wniosków). Sam Paweł przedstawia swoją służbę między poganami jako polegającą w pierwszym rzędzie na udzielaniu pouczeń: „Mnie, najmniejszemu ze wszystkich świętych, została dana ta łaska, abym wśród pogan głosił te niezgłębione bogactwa Chrystusa; i żebym ujawnił wszystkim, jaka jest wspólnota tej tajemnicy ukrytej od wieków w Bogu, który wszystko stworzył przez Jezusa Chrystusa” (Ef 3,8‑9). Najwyraźniej zdaniem Pawła jego pierwszym fundamentalnym zadaniem jako zwiastuna ewangelii było przekazywanie wiedzy – po to, aby ugruntować prawdę ewangelii w umysłach ludzi. Dla niego nauczanie prawdy było podstawową działalnością ewangelizacyjną, dlatego dla niego jedyną prawidłową metodą zwiastowania ewangelii była metoda nauczania.
3. Ostatecznym celem Pawła w zwiastowaniu ewangelii było nawrócenie jego słuchaczy do wiary w Chrystusa.
Słowo „nawrócić” jest tłumaczeniem greckiego słowa epistrephō, co oznacza – i czasami jest tak tłumaczone – „skierować ku czemuś lub komuś”. Myślimy o nawróceniu jako o dziele Boga i z jednej strony tak jest, ale warto zastanowić się nad trzema fragmentami Nowego Testamentu, w których epistrephō jest użyte jako czasownik przechodni mówiący o „nawróceniu” kogoś do Boga. Wtedy podmiotem odpowiadającym temu czasownikowi nie jest Bóg, jak moglibyśmy oczekiwać, lecz kaznodzieja. Anioł powiedział o Janie Chrzcicielu: „I wielu z synów Izraela nawróci do Pana, ich Boga” (Łk 1,16). Jakub mówi: „Bracia, jeśli ktoś z was zejdzie z drogi prawdy, a ktoś go nawróci; niech wie, że kto nawróci grzesznika z jego błędnej drogi, wybawi duszę od śmierci i zakryje mnóstwo grzechów” (Jk 5,19‑20). I sam Paweł przekazał Agryppie to, co Chrystus mu wcześniej powiedział: „posyłam cię [do pogan], by otworzyć ich oczy i nawrócić ich od ciemności do światłości i od mocy szatana do Boga”, i jak okazał posłuszeństwo niebiańskiej wizji, głosząc ewangelię zarówno Żydom, jak i poganom: „tak, aby pokutowali i nawrócili się do Boga” (Dz 26,17‑18 KJV). Te fragmenty ukazują nawracanie innych osób jako pracę Bożych ludzi, jako zadanie, które oni wykonują, wzywając innych do nawracania się do Boga przez pokutę i wiarę.
Ściśle mówiąc, jeżeli Pismo Święte opisuje w ten sposób nawracanie, a także zbawianie – jako zadanie, które mają wykonać Boży ludzie – to oczywiście nie kwestionuje ono tej prawdy, że to Bóg jest tym, który nawraca i zbawia. Te fragmenty po prostu mówią, że nawracanie i zbawianie innych powinno być celem dla chrześcijan. Kaznodzieja powinien pracować, by uzyskiwać nawrócenia w swej kongregacji; żona powinna starać się o nawrócenie swojego niewierzącego męża. „Co bowiem wiesz, żono, czy zbawisz męża? Albo co wiesz, mężu, czy zbawisz żonę?” (1Kor 7,16). Chrześcijanie posłani są po to, by nawracać i jako przedstawiciele Chrystusa na świecie nie powinni pozwalać sobie na obranie żadnego mniejszego celu. Dlatego ewangelizacja nie jest po prostu sprawą nauczania, instruowania i udzielania umysłowi informacji. Jest czymś więcej niż to. Ewangelizacja wiąże się ze staraniem uzyskania odpowiedzi wobec nauczanej prawdy. Jest to przekazywanie wiedzy z zamiarem nawrócenia. Nie jest to tylko sprawa udzielania informacji, lecz także zapraszania. Jest to próba pozyskiwania, zdobywania czy łowienia naszych bliźnich dla Chrystusa: „Będąc bowiem wolny wobec wszystkich, samego siebie uczyniłem niewolnikiem wszystkich, abym więcej ludzi pozyskał. I stałem się dla Żydów jak Żyd, aby Żydów pozyskać, dla tych, którzy są pod prawem, jakbym był pod prawem, aby pozyskać tych, którzy są pod prawem” (1Kor 9,19‑20). „Podobnie żony, bądźcie poddane swoim mężom, aby nawet ci, którzy nie wierzą słowu, przez postępowanie żon zostali pozyskani bez słowa” (1P 3,1). „I powiedział Jezus do Szymona: Nie bój się, odtąd będziesz łowił ludzi” (Łk 5,10b). Nasz Pan opisuje ewangelizację jako pracę rybaków: „I powiedział im: Chodźcie za mną, a uczynię was rybakami ludzi” (Mt 4,19), „Królestwo niebieskie podobne jest również do sieci zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju” (Mt 13,47).
Także w tym przypadku wzorem jest Paweł. Tak jak to zobaczyliśmy, sam wiedział, że jest wysłany przez Chrystusa nie tylko po to, by otworzyć umysły ludzi poprzez nauczanie ich ewangelii (chociaż to musi stać się najpierw), lecz także po to, by nawrócić ich do Boga przez przekonywanie do zastosowania prawdy ewangelii w ich życiu. Zgodnie z tym jego jawnym celem nie było wyłącznie rozpowszechnianie informacji, ale też zbawienie grzeszników: „Dla słabych stałem się jak słaby, aby słabych pozyskać. Stałem się wszystkim dla wszystkich, aby wszelkim sposobem niektórych zbawić” (1Kor 9,22), „Może w ten sposób wzbudzę zawiść w tych, którzy są moim ciałem i zbawię niektórych z nich” (Rz 11,14). W jego ewangelizacyjnym kazaniu znajdowało się więc zarówno pouczenie: „Bóg bowiem był w Chrystusie, jednając świat z samym sobą, nie poczytując ludziom ich grzechów, i nam powierzył to słowo pojednania”, jak i usilne naleganie: „Tak więc w miejsce Chrystusa sprawujemy poselstwo, tak jakby Bóg upominał was przez nas. W miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem” (2Kor 5,19‑20). Jego odpowiedzialność dotyczyła nie tylko ewangelii, którą nakazano mu głosić i zachować, lecz również potrzeb ludzi, do których był posłany, by im jej udzielić, i którzy bez niej byli zgubieni. „A nie chcę, abyście i wy, bracia, nie wiedzieli, że często zamierzałem przybyć do was (ale byłem dotąd zatrzymywany), abym miał jakiś owoc zarówno wśród was, jak i wśród innych pogan” (Rz 1,13). Jako apostoł Chrystusa był on kimś więcej niż nauczycielem prawdy; był pasterzem dusz posłanym do świata nie po to, by pouczać grzeszników, lecz po to, by ich miłować. Ponieważ na pierwszym miejscu był chrześcijaninem, a dopiero na drugim – apostołem, jako chrześcijanin był człowiekiem powołanym do miłowania swego bliźniego. To po prostu oznacza, że w każdej sytuacji i za pomocą wszelkich środków, które były do jego dyspozycji, jego obowiązkiem było starać się o dobro innych ludzi. W tym kontekście znaczenie jego apostolskiego wydelegowania do ewangelizowania i zakładania zborów było szczególnym przypadkiem wypełniania prawa miłowania swego bliźniego, do którego Chrystus go powołał. Nie mógł on więc głosić ewangelii w sposób surowy i nieczuły, przedstawiając ją swym bliźnim pogardliwie: „oto taka jest ewangelia – przyjmij ją lub odrzuć”, i szukać usprawiedliwienia dla swojego braku troski o ludzi ze względu na wierność prawdzie. Takie zachowanie dowodziłoby braku miłości z jego strony. Obowiązkiem Pawła było przedstawianie prawdy w duchu miłości jako wyraz i wypełnienie jego pragnienia zbawienia swoich słuchaczy. Postawa, która ożywiała całą służbę zwiastowania ewangelii przez Pawła, była taka: „Oto po raz trzeci jestem gotów przybyć do was i nie będę dla was ciężarem. Nie szukam bowiem tego, co wasze, ale was samych, ponieważ nie dzieci rodzicom powinny gromadzić skarby, ale rodzice dzieciom. Lecz ja bardzo chętnie poniosę wydatki i samego siebie wydam za wasze dusze, chociaż im bardziej was miłuję, tym mniej jestem przez was miłowany” (2Kor 12,14‑15).
I wszelka nasza służba ewangelizacyjna musi być wykonywana w tym samym duchu. Tak jak miłość do naszych bliźnich sugeruje i żąda, abyśmy zwiastowali ewangelię, tak przykazanie, by ewangelizować, jest specyficznym zastosowaniem przykazania miłowania innych ludzi ze względu na Chrystusa i jako takie musi być wypełnione.
Miłość uczyniła Pawła serdecznym i pełnym ciepła w jego służbie ewangelizacyjnej. Przypomniał Tesaloniczanom: „Byliśmy jednak wśród was łagodni jak karmicielka troszcząca się o swoje dzieci. Darzyliśmy was taką życzliwością, że gotowi byliśmy użyczyć wam nie tylko ewangelii Boga, ale i naszych dusz, bo staliście się nam drodzy” (1Tes 2,7‑8). Miłość uczyniła Pawła delikatnym i łatwo przystosowującym się do otoczenia podczas zwiastowania ewangelii; chociaż stanowczo odmówił zmiany jej poselstwa po to, by przypodobać się ludziom, to pozwoliłby na wszystko, aby w swoim zwiastowaniu ewangelii uniknąć jakiegokolwiek zgorszenia i usunąć na bok niepotrzebne trudności, by ułatwić ludziom zaakceptowanie jej i przyjęcie. Napisał on Koryntianom: „Będąc bowiem wolny wobec wszystkich, samego siebie uczyniłem niewolnikiem wszystkich, abym więcej ludzi pozyskał. I stałem się dla Żydów jak Żyd, aby Żydów pozyskać, dla tych, którzy są pod prawem, jakbym był pod prawem, aby pozyskać tych, którzy są pod prawem; Dla tych, którzy są bez prawa, jakbym był bez prawa – nie będąc bez prawa Bogu, lecz będąc pod prawem Chrystusowi – aby pozyskać tych, którzy są bez prawa. Dla słabych stałem się jak słaby, aby słabych pozyskać. Stałem się wszystkim dla wszystkich, aby wszelkim sposobem niektórych zbawić. A robię to dla ewangelii, aby stać się jej uczestnikiem” (1Kor 9,19‑23). Paweł starał się zbawić ludzi i z tego powodu nie zadowolił się wyłącznie rzucaniem w nich prawdą, lecz podejmował specjalny wysiłek, by zbliżyć się do nich i myśleć w sposób dla nich odpowiedni, a także, by mówić do nich wyrażeniami, które mogliby zrozumieć, a zwłaszcza – by uniknąć wszystkiego, co mogłoby uprzedzić ich do ewangelii i stać się przeszkodą w jej przyjęciu. W swej gorliwości o zachowanie prawdy nigdy nie tracił z oczu potrzeb i wymagań ludzi. Przedmiotem jego zainteresowania i celem we wszelkim przekazywaniu ewangelii, nawet w ogniu polemik, które były wywoływane przez przeciwne do niej poglądy, nie było nigdy nic innego niż zdobywanie dusz przez nawracanie tych, których widział jako swych bliźnich do wiary w Pana Jezusa Chrystusa.
Taka była służba ewangelizacyjna według Pawła – wychodzenie z miłością do grzeszników jako przedstawiciel Chrystusa na świecie, aby uczyć ich prawdy ewangelii z intencją nawracania ich i zbawiania. Dlatego jeżeli jesteśmy zaangażowani w podobną działalność w takim duchu i z takim celem, to ewangelizujemy niezależnie od poszczególnych środków, którymi się posługujemy.
Wcześniej widzieliśmy, jak złe byłoby nasze myślenie, gdybyśmy zdefiniowali zwiastowanie ewangelii w sposób zbyt rozległy i zaczęli przypuszczać, że uzyskiwanie nawróceń jest naszą osobistą odpowiedzialnością. A teraz zwrócimy uwagę na przeciwny błąd, którego również musimy się wystrzegać: ten błąd polega na zbyt wąskim definiowaniu zwiastowania ewangelii. Jednym ze sposobów jego popełniania byłoby instytucjonalne definiowanie zwiastowania ewangelii w kategoriach organizowania jakichś specjalnych spotkań ewangelizacyjnych – powiedzmy: mających charakter nieformalny – na których składane są świadectwa, śpiewają chóry, a na koniec wzywa się do uczynienia jakiegoś zewnętrznego znaku świadczącego o przyjęciu Chrystusa, takiego jak podniesienie ręki lub powstanie z miejsca albo wyjście do przodu. Gdybyśmy sprowadzili odpowiedzialność Kościoła za zwiastowanie ewangelii do organizowania takich spotkań lub odpowiedzialność poszczególnych chrześcijan za zwiastowanie ewangelii do przyprowadzania ludzi na takie spotkania, wtedy bylibyśmy, jak pokażą dalsze rozważania, w godnym ubolewania błędzie.
1. Po pierwsze istnieje wiele sposobów, by skonfrontować nienawróconych z ewangelią w celu ich pozyskania, poza przyprowadzaniem ich na tego rodzaju spotkania. Począwszy od osobistego zwiastowania ewangelii, dzięki któremu Andrzej pozyskał Piotra, a Filip – Nathanaela i Paweł – Onezyma: „A Andrzej, brat Szymona Piotra, był jednym z tych dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za nim” (J 1,40), „A nazajutrz Jezus chciał pójść do Galilei. Znalazł Filipa i powiedział do niego: Pójdź za mną” (J 1,43), „Proszę cię za moim synem, Onezymem, którego zrodziłem w moich więzach” (Flm 1,10). Istnieją domowe spotkania i grupowe studia biblijne. A co najważniejsze – regularnie, co niedzielę odbywa się usługiwanie w lokalnych kościołach. W takim stopniu, w jakim zwiastowanie podczas naszego niedzielnego usługiwania ma charakter biblijny, w sposób nieunikniony będzie miało ono charakter ewangelizacyjny. Jest błędem przypuszczać, że kazania ewangelizacyjne są specjalnym rodzajem kazań, mającym swój własny szczególny styl i konwencję; kazania ewangelizacyjne są po prostu kazaniami opartymi na Piśmie Świętym, są rodzajem kazań, których głoszeniu człowiek nie jest w stanie dopomóc, o ile głosi on biblijne prawdy w sposób biblijny. Celem prawidłowych kazań jest wyjaśnienie i zastosowanie treści, które są zawarte w Biblii. A właśnie to, co stanowi zawartość Biblii, ukazuje pełny zamiar zbawienia człowieka przez Boga. Całe Pismo w taki czy inny sposób świadczy o Chrystusie i wszystkie biblijne tematy są z Nim powiązane. Z tego powodu właściwe kazania będą w sposób nieunikniony, w jakimś stopniu, głosiły Chrystusa i jako takie będą miały charakter, mniej lub bardziej bezpośrednio, ewangelizacyjny. Oczywiście cel niektórych kazań będzie bardziej ograniczony niż innych, poświęconych wyłącznie nawracaniu grzeszników. Nie możesz jednak ukazywać Pana Jezusa Chrystusa tak, jak ukazuje Go Biblia, czyli jako odpowiedź Boga na każdy problem w relacji grzesznika z Bogiem, i w efekcie nie być ciągle głosicielem ewangelii. Robert Bolton powiedział: „Pan Jezus Chrystus jest oferowany w sposób najobfitszy bez wyjątku każdej osobie, w każdą niedzielę, w każdym kazaniu wprost, za pomocą bezpośrednich określeń, a w końcu także za pomocą aluzji”. Tak dzieje się w sposób nieunikniony wszędzie, gdziekolwiek Biblia jest głoszona w sposób biblijny. Jest coś zastraszająco złego w takim kościele lub posłudze biblijnej człowieka, których uogólnienie Boltona nie dotyczy. Jeżeli w naszych kościołach z „ewangelizacyjnymi” nabożeństwami i „ewangelizacyjnymi” kazaniami myśli się o specjalnych okazjach całkowicie różnych od zwykłego biegu spraw, to jest to oskarżenie obciążające nasze normalne niedzielne zwiastowanie. Gdybyśmy zaczęli sobie wyobrażać, że podstawowa praca ewangelizacyjna polega na organizowaniu specjalnego typu spotkań poza określonymi godzinami, w których zbiera się Kościół, to mówiąc otwarcie, byłby to prosty dowód, że chybiliśmy w rozumieniu tego, jakiemu celowi służy nasze regularne niedzielne usługiwanie.
2. Po drugie wyobraźmy sobie kościół lokalny lub społeczność chrześcijan, które poświęcają się całym sercem zwiastowaniu ewangelii przy użyciu środków wymienionych powyżej – osobiste świadectwo, spotkania domowe, zwiastowanie ewangelii w czasie typowych nabożeństw – lecz nigdy nie miały okazji, by zorganizować specjalne ewangelizacyjne przedsięwzięcia, nad którymi się zastanawialiśmy, lub wziąć w nich udział. Jeśli zrównamy chrześcijański obowiązek zwiastowania ewangelii z udziałem w tego typu spotkaniach i wspieraniem ich, to powinniśmy wyciągnąć wniosek, że ten kościół lub ta społeczność, nie biorąc w nich udziału, nie prowadzą w ogóle działalności ewangelizacyjnej. Byłoby to jak twierdzenie, że nie możesz być prawdziwym Anglikiem, dopóki nie zamieszkasz nad morzem. I byłoby z pewnością trochę dziwne potępianie ludzi za to, że nie ewangelizują, tylko z tego powodu, że nie przyłączają się do takich spotkań, których śladu istnienia nie ma w Nowym Testamencie. Czyż zatem nie było ewangelizacji w czasach Nowego Testamentu?
3. Po trzecie trzeba powiedzieć, że spotkanie lub zwiastowanie słowa Bożego nie oznacza lepszej ewangelizacji – tylko dlatego, że zawiera świadectwa, śpiew chórów i wezwanie – niż to, że dany mężczyzna musi być koniecznie Anglikiem, ponieważ nosi pasiaste spodnie i melonik. Sposobem, aby dowiedzieć się, czy konkretne zwiastowanie słowa Bożego miało charakter ewangelizacyjny, nie jest pytanie o to, czy pojawiło się wezwanie do podjęcia decyzji, lecz o to, jakiej prawdy ono uczyło. Jeżeli okazało się, że ewangelia była głoszona w stopniu niewystarczającym, by uczynić zrozumiałym apel do udzielenia odpowiedzi przez zgromadzonych, to prawo do nazywania takiego spotkania ewangelizacyjnym będzie bardzo wątpliwe.
Mówię te rzeczy nie po to, aby w polemice upiec własną pieczeń na cudzym ogniu, lecz po prostu dlatego, że jestem zainteresowany wyklarowaniem poglądów na ten temat. Moim celem nie jest w żadnym stopniu umniejszanie znaczenia spotkań i kampanii ewangelizacyjnych jako takich. Nie sugeruję, że nie ma miejsca dla specjalnych ewangelizacyjnych spotkań; stwierdzenie takie w obliczu szerzącego się we współczesnym świecie pogaństwa byłoby całkowicie głupie. Jedyny cel, który chcę osiągnąć, to zwrócić uwagę, że istnieje również miejsce dla innych form działalności ewangelizacyjnej, w istocie w pewnych okolicznościach miejsce pierwszoplanowe. Jako że Bóg użył w przeszłości spotkań i cyklów spotkań tego typu, istnieje pozorna wiarygodność dotycząca idei, że powinny one tworzyć normalny, naturalny, konieczny i w rzeczywistości jedyny wzór zwiastowania ewangelii dzisiaj i w przyszłości. To jednak nie nastąpi. Może istnieć zwiastowanie ewangelii bez tych spotkań. W żadnym wypadku nie są one podstawą praktyki zwiastowania ewangelii. Gdziekolwiek i za pomocą jakichkolwiek środków przekazywana jest ewangelia z intencją nawracania, tam dochodzi do zwiastowania ewangelii. Zwiastowania ewangelii nie definiuje się w sposób instytucjonalny, w kategoriach rodzaju organizowanych spotkań, lecz na podstawie teologicznej, w kategoriach tego, czego się uczy i dla jakiego celu.