Zakładając, że wszystkie wydarzenia, które się dzieją, dokonują się faktycznie pod bezpośrednim panowaniem Boga i że Bóg już postanowił o przyszłości poprzez swój dekret [rozporządzenie – przyp. tłum.] i zadecydował o tym, kogo zbawi, a kogo nie – jakie ma to znaczenie dla naszego obowiązku zwiastowania ewangelii? To jest pytanie, które dzisiaj sprawia kłopot wielu ewangelicznym chrześcijanom. Są tacy, którzy doszli do wiary w suwerenność Boga, która jest bezkompromisowa i nieograniczona, czyli taka – jak sądzę – jak przedstawia ją Biblia. Jest więc rzeczą ciekawą, czy jest jakiś sposób, w który oni mogliby i powinni złożyć świadectwo tej wiary poprzez zmodyfikowanie praktyki zwiastowania ewangelii odziedziczonej od pokolenia, które miało odmienne przekonania. Twierdzą oni, że te metody były wymyślone przez ludzi, którzy nie wierzyli w to, w co my wierzymy w kontekście Bożej absolutnej suwerenności dotyczącej zbawienia. Czy nie jest to samo przez się wystarczający powód do zaniechania ich używania? Inni, którzy nie konstruują doktryny Bożej suwerenności dokładnie w taki sam sposób ani nie traktują jej całkowicie poważnie, obawiają się, że nowe zainteresowanie, by wierzyć w tę doktrynę bezkompromisowo, będzie oznaczało uśmiercenie zwiastowania ewangelii. Uważają bowiem, że jest to ograniczenie, które podetnie w działalności zwiastowania ewangelii wszelkie poczucie pilnej potrzeby. Oczywiście szatan będzie czynił wszystko, aby powstrzymać zwiastowanie ewangelii i podzielić chrześcijan; kusi zatem pierwszą grupę do tego, by stała się czynnikiem powstrzymującym i cynicznym względem wszystkich obecnie odbywających się przedsięwzięć ewangelizacyjnych, i drugą grupę do tego, by straciła głowę i stała się skłonna do paniki i trwogi, a obie grupy do tego, by wzrastały w poczuciu własnej prawości oraz goryczy i zarozumiałości, krytykując się wzajemnie. Wydaje się, że obie grupy powinny bardzo strzec się przed sidłami diabelskimi.
Jest to więc pytanie niecierpiące zwłoki. Sama Biblia spowodowała tę sytuację poprzez uczenie antynomii w Bożej podwójnej relacji wobec człowieka. I będziemy teraz szukać w Biblii odpowiedzi na to pytanie.
Biblijna odpowiedź może być przedstawiona za pomocą dwóch tez: jednej negatywnej i jednej pozytywnej. Dzisiaj zajmiemy się tą pierwszą:
Suwerenność Boga w udzielaniu łaski nie dotyczy niczego, co powiedzieliśmy w związku z naturą i obowiązkiem zwiastowania ewangelii.
Zasada, która tutaj działa, mówi, że regułą naszego obowiązku i miarą naszej odpowiedzialności jest Boża wola objawiona w Jego przykazaniu, a nie Jego ukryta wola dotycząca przebiegu wydarzeń. My mamy uporządkować nasze życie w świetle Jego prawa, nie poprzez zgadywanie, co dotyczy Jego planu. Mojżesz ustanowił tę regułę wtedy, gdy zakończył nauczanie Izraela prawa, gróźb i obietnic Pańskich: „Rzeczy tajemne należą do PANA, naszego Boga, a objawione – do nas i naszych synów na wieki, abyśmy wypełniali wszystkie słowa tego prawa” (Pwt 29,29). Rzeczy, które Bóg chce zatrzymać dla siebie samego (na przykład liczba i tożsamość wybranych, a także to, kiedy, jak i kogo On postanowił nawrócić), nie mają związku z żadną ludzką powinnością. One w żaden sposób nie nadają się do interpretowania którejkolwiek części Bożego prawa. Nakaz zwiastowania ewangelii jest więc częścią Bożego prawa. Należy do objawionej woli Boga dla Jego ludu. Jego podstawa nie mogła być zatem w najmniejszym stopniu pod wpływem czegokolwiek, w co moglibyśmy wierzyć w kwestii Bożej suwerenności w wybraniu i powołaniu. Możemy wierzyć w to, że (wyrażając to słowami artykułu 17 wyznania wiary Kościoła Anglii) Bóg „w sposób nieodwołalny (to znaczy niezmienny, rozstrzygający) zadecydował na mocy swego tajnego postanowienia, by wybawić od przekleństwa i potępienia tych, których wybrał w Chrystusie spośród ludzkości, i przywieść ich poprzez Chrystusa do wiecznego zbawienia, jako naczynia przygotowane ku chwale”. To jednak nie pomoże nam w określeniu natury zadania zwiastowania ewangelii ani też nie dotyczy naszego obowiązku, by zwiastować ewangelię w sposób uniwersalny i nikogo niedyskryminujący. Doktryna Bożej suwerenności w okazywaniu łaski nie jest związana z tymi sprawami.
Dlatego możemy powiedzieć:
(I) Wiara w to, że Bóg jest suwerenny w okazywaniu łaski, nie wpływa na konieczność zwiastowania ewangelii. W cokolwiek moglibyśmy wierzyć w sprawie wybrania, niezmienny pozostaje fakt, że zwiastowanie ewangelii jest koniecznością dlatego, że żaden człowiek nie może być zbawionym bez ewangelii. Paweł ogłasza: „Gdyż nie ma różnicy między Żydem a Grekiem; bo ten sam Pan wszystkich jest bogaty względem wszystkich, którzy go wzywają” (Rz 10,12‑13). Tak, lecz nikt nie będzie zbawiony, jeśli nie zawezwie imienia Pańskiego. I pewna rzecz musi się wydarzyć wcześniej, nim jakikolwiek człowiek będzie mógł to uczynić. Paweł zatem kontynuuje: „Jakże więc będą wzywać tego, w którego nie uwierzyli? A jak uwierzą w tego, o którym nie słyszeli? A jak usłyszą bez kaznodziei?” (Rz 10,14). Musi być im powiedziane o Chrystusie, zanim oni będą mogli Mu zaufać. Oni muszą Mu zaufać, zanim będą mogli zostać przez Niego zbawieni. Zbawienie zależy od wiary, a wiara – od poznania ewangelii. Bożym sposobem zbawiania grzeszników jest doprowadzenie ich do wiary poprzez doprowadzanie ich do styczności z ewangelią. Z tego powodu w Bożym porządku rzeczy, jeśli ktokolwiek w ogóle ma być zbawiony, zwiastowanie ewangelii jest koniecznością.
Musimy więc sobie uświadomić, że gdy Bóg wysyła nas do zwiastowania ewangelii, posyła nas po to, abyśmy działali jako niezbędne ogniwa w łańcuchu Jego zamiaru zbawiania wybranych. Fakt, że On ma taki zamiar i że jest to – tak jak wierzymy – zamiar suwerenny, nie może zostać udaremniony. Mimo wszystko nie wskazuje to, że zwiastowanie ewangelii przez nas nie jest potrzebne w celu jego wypełnienia. W danej nam przez Pana przypowieści sposobem, w jaki goście weselni zostali sprowadzeni za pomocą działania sług króla, było wyjście tych sług tak, jak im zostało to przykazane – na rozstajne drogi – i zaproszenie wszystkich, których tam napotkali. Słuchając zaproszenia, ludzie przechodzący obok wchodzili do środka. W ten sam sposób i poprzez podobne działanie sług Bożych wybrani wchodzą do zbawienia, które zdobył dla nich Odkupiciel.
(II) Wiara w to, że Bóg jest suwerenny w okazywaniu łaski, nie ma wpływu na pilną potrzebę zwiastowania ewangelii. W cokolwiek byśmy wierzyli w kwestii wybrania, faktem pozostaje, że ludzie bez Chrystusa są zgubieni i zmierzają ku piekłu (przepraszam, że użyłem tej pozbawionej blasku frazy: użyłem jej, ponieważ mam na myśli to, co ona oznacza). Nasz Pan powiedział do tłumu: „Bynajmniej, mówię wam, lecz jeśli nie będziecie pokutować, wszyscy tak samo zginiecie. Albo czy myślicie, że tych osiemnastu, na których runęła wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż wszyscy ludzie mieszkający w Jerozolimie? Bynajmniej, mówię wam, lecz jeśli nie będziecie pokutować, wszyscy tak samo zginiecie” (Łk 13,3‑5). I my, którzy należymy do Chrystusa, jesteśmy posłani do ludzi, by powiedzieć im o Tym – Tym jedynym – który może zbawić ich od zguby. Czy nie znajdują się oni w pilnej potrzebie? Jeżeli tak, to czy nie powoduje to, że sprawa zwiastowania ewangelii staje się pilną potrzebą dla nas? Gdybyś wiedział o tym, że jakiś człowiek śpi w płonącym budynku, pomyślałbyś, że w tej sytuacji istnieje pilna potrzeba, by podjąć próbę dostania się do niego, obudzenia go i wyprowadzenia na zewnątrz. Ten świat jest pełen ludzi, którzy są nieświadomi, że znajdują się pod gniewem Boga: czy w podobny sposób nie jest pilną potrzebą to, że powinniśmy pójść do nich i spróbować obudzić ich, by pokazać im drogę ucieczki?
Nie powinniśmy być powstrzymywani przez taką myśl, że jeżeli oni nie są wybrani, to nie uwierzą nam i nasze wysiłki, aby ich nawrócić, zakończą się niepowodzeniem. Jest to prawda, lecz nie jest to przedmiot naszego zainteresowania i nie powinien powodować żadnych różnic w naszym działaniu. Po pierwsze jest zawsze złą rzeczą powstrzymywać się od czynienia dobra ze strachu, że mogłoby to nie zostać dobrze przyjęte. Po drugie niewybrani, którzy znajdują się na tym świecie, dla nas są zawsze anonimowi. My wiemy o tym, że oni istnieją, lecz nie wiemy i nie możemy wiedzieć, kim oni są, i podejmowanie próby zgadywania jest dla nas rzeczą daremną i świętokradczą. Tożsamość odrzuconych jest jedną z Bożych „ukrytych spraw”, w które Jego lud nie ma wglądu. Po trzecie jako chrześcijanie jesteśmy powołani nie do tego, by miłować jedynie Bożych wybranych, lecz do tego, by miłować naszego bliźniego bez względu na to, czy jest on wybrany, czy nie. Naturą miłości jest zatem czynienie dobra i zaspokajanie potrzeb. Poza tym, jeżeli nasz bliźni jest nienawrócony, to okazujemy mu miłość w najlepszy sposób, jaki możemy, właśnie poprzez szukanie sposobu podzielenia się z nim dobrą nowiną, bez której on na pewno zginie. Stwierdzamy więc, że Paweł ostrzega i poucza „każdego człowieka”: nie tylko z tego powodu, że był on apostołem, lecz dlatego, że każdy człowiek był jego bliźnim. Miarą pilności naszego zadania zwiastowania ewangelii jest wielkość potrzeby naszych bliźnich i bezpośrednie niebezpieczeństwo, w jakim się znajdują.
(III) Wiara w to, że Bóg jest suwerenny w okazywaniu łaski, nie wpływa na autentyczność wezwania zawartego w ewangelii ani też na prawdziwość obietnic ewangelii. W cokolwiek byśmy wierzyli, jeżeli chodzi o wybranie, i to w związku z zagadnieniem z zakresu przebłagania, faktem pozostaje, że Bóg w ewangelii rzeczywiście oferuje Chrystusa oraz obietnicę usprawiedliwienia i życia „każdemu, kto chce”: „Każdy bowiem, kto wezwie imienia Pana, będzie zbawiony” (Rz 10,13). Tak jak Bóg przykazuje pokutować wszystkim ludziom w każdym miejscu, w którym by się znajdowali, tak samo Bóg zaprasza wszystkich ludzi, gdziekolwiek by się znajdowali, do tego, by przyszli do Chrystusa i otrzymali miłosierdzie. Zaproszenie jest skierowane jedynie do grzeszników, i to do grzeszników wszelkiego rodzaju; nie jest ono skierowane wyłącznie do grzeszników pewnego typu, reformowanych grzeszników lub grzeszników, których serca zostały już przygotowane poprzez niezmienne minimum żalu za grzech. Jest ono jednak dla grzeszników jako takich, właśnie takich, jakimi są. Tak jak to wyraża hymn:
Niech twoje sumienie nie spowoduje tego, że będziesz się ociągać
Ani naiwne urojenie potrzeby stosownej chwili
Wszelką stosownością, jakiej On wymaga
Jest to, byś odczuwał, że potrzebujesz Go.
Ten fakt, że zaproszenie zawarte w ewangelii jest bezwarunkowe i nieograniczone („grzesznicy otrzymają Jezusa – pójdź i zostań z radością przyjęty przez Chrystusa”), jest chwałą ewangelii jako objawienia Bożej łaski.
To jest wielka chwila w Kościele anglikańskim, gdy podczas usługiwania komunią świętą usługujący wypowiada „słowa pociechy”. Najpierw kongregacja wyznaje swoje grzechy Bogu, używając słów o niezwykłej sile („nasze różnorodne grzechy i niegodziwości… wywołujące Twój najsprawiedliwszy gniew… ciężar ich jest nie do zniesienia. Zmiłuj się nad nami, zmiłuj się nad nami…”). Wówczas usługujący zwraca się twarzą do ludzi i ogłasza im obietnice Boga:
„Słuchajcie, jakie słowa pociechy nasz Zbawca Jezus Chrystus mówi do wszystkich, którzy się prawdziwie nawracają:
»Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a ja wam dam odpoczynek« (Mt 11,28).
„W ten właśnie sposób Bóg umiłował świat, że dał swojego jednorodzonego Syna, aby każdy, wierzący w Niego, nie zginął, ale miał życie wieczne« (J 3,16 PTNP).
Słuchajcie również, co powiedział święty Paweł:
»Wiarygodne to słowa i godne całkowitego przyjęcia, że Chrystus Jezus przyszedł na świat, aby zbawić grzeszników, z których ja jestem pierwszy« (1Tm 1,15).
Słuchajcie również, co powiedział święty Jan:
»Moje dzieci, piszę wam to, abyście nie grzeszyli. Jeśli jednak ktoś zgrzeszy, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa sprawiedliwego« (1J 2,1)”.
Dlaczego te słowa są słowami „pociechy”? Ponieważ są one Bożymi słowami i wszystkie są prawdziwe. One są esencją ewangelii. One są obietnicami i zapewnieniami, którym chrześcijanin, zbliżający się do stołu Pańskiego, powinien zaufać. One są słowami, które potwierdzają sakrament. Zwróć na nie szczególną uwagę. Zauważ po pierwsze ich sens. Obiektem wiary, który one przedstawiają, jest nie tylko prawowierność, nie tylko prawda o przebłagalnej śmierci Chrystusa. Jest nim coś nie mniejszego niż to, coś jeszcze większego. Jest nim sam żywy Chrystus doskonały, Zbawca grzeszników, który przynosi w sobie samym wszelką zasługę Jego dzieła dokonanego na krzyżu: „Pójdźcie do mnie… On jest przebłaganiem za nasze grzechy”. Te obietnice kierują nasze zaufanie nie na ukrzyżowanie jako takie, lecz na Chrystusa ukrzyżowanego; nie na Jego dzieło jako coś abstrakcyjnego, lecz na Tego, który je wykonał. Po drugie zwróć uwagę na uniwersalność tych obietnic. One oferują Chrystusa wszystkim, którzy Go potrzebują, wszystkim, „którzy prawdziwie się do Niego nawracają”, każdemu człowiekowi, który zgrzeszył. Nikt nie jest wykluczony od miłosierdzia, z wyjątkiem tych, którzy wykluczyli się sami poprzez brak skruchy i niewiarę.
Niektórzy obawiają się tego, że doktryna wiecznego wybrania i odrzucenia pociąga za sobą taką możliwość, w której Chrystus nie przyjmie niektórych z tych, którzy pragną być przyjętymi przez Niego, ponieważ oni nie są wybrani. „Słowa pociechy” zawarte w obietnicach ewangelii całkowicie wykluczają taką możliwość. Tak jak nasz Pan w innym miejscu potwierdził to z emfazą i przy użyciu kategorycznych wyrażeń: „Wszystko, co mi daje Ojciec, przyjdzie do mnie, a tego, który przyjdzie do mnie, nie wyrzucę precz” (J 6,37).
Prawdą jest, że Bóg od wieczności wybrał tego, kogo zbawi. Prawdą jest to, że Chrystus przyszedł szczególnie po to, by zbawić tych, których Ojciec Mu dał. Jest jednak również prawdą to, że Chrystus oferuje siebie samego, bez ograniczeń, wszystkim ludziom jako ich Zbawca i gwarantuje doprowadzenie do chwały każdego, kto złoży swoje zaufanie w Nim w taki właśnie sposób. Zobacz, jak On sam świadomie umieścił obok siebie te dwie myśli w następującym fragmencie: „Zstąpiłem bowiem z nieba nie po to, żeby czynić swoją wolę, ale wolę tego, który mnie posłał. A to jest wola Ojca, który mnie posłał, abym nie stracił nic z tego wszystkiego, co mi dał, ale abym to wskrzesił w dniu ostatecznym. I to jest wola tego, który mnie posłał, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w niego, miał życie wieczne, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,38‑40). „Z tego wszystkiego, co mi dał” – jest to definicja zbawczej misji Chrystusa w kategoriach całej grupy wybranych, szczególnie tych, dla których On przyszedł, by ich zbawić. „Aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego” – jest to zdefiniowanie zbawczej misji Chrystusa w kategoriach całej zgubionej ludzkości, której On ofiaruje siebie bez różnicy i którą On z całą pewnością zbawi, jeśli uwierzą. Te dwie prawdy znajdują się w tym wierszu obok siebie i jest to miejsce, do którego należą. One idą razem. One idą ręka w rękę. Żadna z nich nie podaje w wątpliwość prawdziwości drugiej ani też nie powinna tak wypełniać naszych umysłów, by wykluczać drugą. Chrystus ma na myśli to, co mówi, w nie mniejszym stopniu wtedy, gdy podejmuje się zbawić wszystkich, którzy Mu zaufają, niż wtedy, gdy On podejmuje się zbawić wszystkich tych, których Ojciec Mu dał.
W ten sposób purytanin John Owen, który zajmował się obroną zarówno bezwarunkowego wybrania, jak i ograniczonego przebłagania, był w istocie zmuszony, aby zwrócić się do nienawróconych w następujący sposób: „Rozważ bezgraniczną łaskawość i miłość Chrystusa zawartą w Jego zaproszeniach i wezwaniach ciebie do przyjścia do Niego po życie, wybawienie, miłosierdzie, łaskę, pokój i wieczne zbawienie… W ogłaszaniu i zwiastowaniu ich Jezus Chrystus stoi przed grzesznikami, wołając, zapraszając i dodając im odwagi do tego, by przyszli do Niego”.
Jest to w pewnym sensie słowo, które On mówi do was: „Dlaczego macie umierać? Dlaczego macie ginąć? Dlaczego nie macie mieć miłosierdzia dla swoich własnych dusz? Czy wasze serca ostoją się lub, czy mogą wasze ręce być mocne w dniu gniewu, który nadchodzi?… Spójrzcie na mnie i bądźcie zbawieni; przyjdźcie do Mnie, a ja uwolnię was od wszystkich grzechów, smutków, obaw, ciężarów i udzielę pokoju waszym duszom. Pójdźcie, usilnie proszę was; odsuńcie od siebie wszelkie zwlekania, wszelkie ociągania się; nie zbywajcie Mnie więcej; wieczność jest już tuż u drzwi… nie nienawidźcie Mnie tak, abyście raczej wybrali zgubę niż zaakceptowali wybawienie przeze Mnie.
Te i podobne rzeczy czyni Pan Jezus Chrystus, ciągle ogłasza, proklamuje, prosi usilnie i przynagla dusze grzeszników… czyni On to podczas zwiastowania słowa, jak gdyby był obecny u was, stał pomiędzy wami i mówił osobiście do każdego z was… On wyznaczył usługujących ewangelią do tego, by pojawili się przed wami i zajmowali się wami, w Jego zastępstwie uznając za Jego własne te zaproszenia, które zostały wam udzielone w Jego imieniu: »Bóg bowiem był w Chrystusie, jednając świat z samym sobą, nie poczytując ludziom ich grzechów, i nam powierzył to słowo pojednania. Tak więc w miejsce Chrystusa sprawujemy poselstwo, tak jakby Bóg upominał was przez nas. W miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem« (2Kor 5,19‑20)”.
Tak w rzeczywistości jest, zaproszenia udzielane przez Chrystusa są słowami Boga. One są prawdziwe. One mają swoje przeznaczenie. One są autentycznymi zaproszeniami. One takie właśnie muszą wywrzeć wrażenie. Nic z tego, w co byśmy wierzyli na temat Bożej suwerenności w udzielaniu łaski, nie czyni tutaj żadnej różnicy.
(IV) Wiara w to, że Bóg jest suwerenny w udzielaniu łaski, nie ma wpływu na odpowiedzialność grzesznika za jego reakcję na ewangelię. W cokolwiek byśmy wierzyli na temat wybrania, faktem pozostaje, że człowiek, który odrzuca Chrystusa, właśnie poprzez to staje się powodem swojego potępienia. Niewiara w Biblię powoduje winę i niewierzący nie może usprawiedliwić się na podstawie tego, że nie był wybrany. Niewierzącemu naprawdę w ewangelii było zaoferowane życie i mógł je mieć, gdyby chciał; on i nikt inny, tylko on jest odpowiedzialny za fakt, że je odrzucił, i teraz musi ponieść konsekwencje tego odrzucenia. „Wszędzie w Piśmie Świętym – pisze biskup J.Ch. Ryle – główną zasadą jest to, że człowiek może stracić swoją duszę i że jeśli ją traci, ostatecznie będzie to jego wina i jego krew spadnie na jego głowę. Ta sama natchniona Duchem Świętym Biblia, która objawia tę doktrynę wybrania, jest tą Biblią, która zawiera te słowa: »Odrzućcie od siebie wszystkie swoje przestępstwa, których się dopuszczaliście, i uczyńcie sobie nowe serce i nowego ducha. Czemu macie umrzeć, domu Izraela?« (Ez 18,31). „A jednak nie chcecie przyjść do mnie, aby mieć życie« (J 5,40). „A potępienie polega na tym, że światłość przyszła na świat, lecz ludzie umiłowali ciemność bardziej niż światłość, bo ich uczynki były złe« (J 3,19). Biblia nigdy nie mówi tego, że grzesznicy nie dostaną się do nieba z tego powodu, że nie zostali wybrani, lecz dlatego, że oni »zlekceważyli tak wielkie zbawienie«, i dlatego, że nie chcą pokutować i wierzyć. Sąd ostateczny dostarczy obfitych dowodów tego, że nie tyle brak Bożego wybrania, ile lenistwo, umiłowanie grzechów, niewiara i niechęć do tego, by przyjść do Chrystusa, są tym, co rujnuje duszę tych, którzy są zgubieni”. Bóg daje ludziom to, co wybrali, a nie coś przeciwnego do tego, co wybrali. Dlatego ci, którzy wybrali śmierć, mogą jedynie samym sobie podziękować za to, że Bóg nie dał im życia. Doktryna Bożej suwerenności w żaden sposób nie wpływa na tę sytuację.