Czym kościół jest…i nie jest

Pewnego dnia zapytałem go o powód takiego zachowania.

– Pozostałe części nabożeństwa tak naprawdę niewiele mi dają – odpowiedział.

– Czy myślałeś o tym, by przyłączyć się do kościoła? – zapytałem.

Wydawał się autentycznie zaskoczony moim pytaniem i odpowiedział: – Przyłączyć się do kościoła? Nie wiem, po co miałbym to zrobić. Wiem, co chcę robić w życiu i ci ludzie tylko by mnie spowalniali.

Na ile potrafiłem ocenić, za jego słowami nie kryła się pogarda i lekceważenie, lecz szczery zapał obdarowanego ewangelisty, który nie chciał marnować ani odrobiny czasu, jaki otrzymał od Boga. Jego oczekiwania wobec kościoła były jasno określone i ogólnie rzecz biorąc, nie było w nich wiele miejsca dla innych członków kościoła, a przynajmniej nie tej lokalnej wspólnoty. Szukał miejsca, gdzie mógł usłyszeć dobre zwiastowanie Bożego Słowa i otrzymać zastrzyk duchowej energii na następny tydzień.

Lecz jego słowa głęboko zapadły mi w myślach – „ci ludzie tylko by mnie spowalniali”. Przez głowę przebiegło mi wiele rzeczy, które mogłem powiedzieć, ale stwierdziłem jedynie: – A czy pomyślałeś, że jeśli spleciesz ręce z tymi ludźmi, to prawda, oni mogą cię spowolnić, ale ty mógłbyś pomóc im szybciej iść naprzód? Czy pomyślałeś, że może to właśnie jest częścią Bożego planu wobec nich i wobec ciebie?

Ja również pragnąłem kościoła, w którym każdej niedzieli mógłbym słuchać dobrego zwiastowania. Lecz słowa „ciało Chrystusa” znaczą coś więcej, prawda?

Ludzie, a nie miejsce

Kościół to nie jest miejsce ani budynek. Nie jest platformą do zwiastowania kazań ani punktem duchowych usług. Kościół to ludzie – lud Boży nowego przymierza, odkupiony krwią Chrystusa. To dlatego apostoł Paweł napisał: Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie (Ef 5,25). Chrystus nie oddał życia za miejsce, lecz za ludzi.

To dlatego kościół, którego jestem pastorem, nie rozpoczyna niedzielnego nabożeństwa od słów „Witamy w Kościele Baptystycznym w Capitol Hill”, lecz „Witamy na zgromadzeniu Kościoła Baptystycznego w Capitol Hill”. Jesteśmy ludźmi, którzy gromadzą się razem, by oddać chwałę Bogu. Rzeczywiście to niewielka różnica, ale nawet w słowach, którymi witamy uczestników nabożeństwa, staramy się wskazać na większą rzeczywistość, w której żyjemy.

Świadomość, iż kościół to ludzie, powinna pomóc nam rozstrzygnąć, co jest ważne, a co nie. Wiem, że sam potrzebuję takiej pomocy. Czasami walczę z pokusą, by o tym, co myślę o kościele, decydowały takie rzeczy jak styl muzyki. W końcu to właśnie muzyka, jaka rozbrzmiewa w kościele, jest jedną z pierwszych rzeczy, jaką zauważamy i reagujemy na nią na bardzo podstawowym, emocjonalnym poziomie. Muzyka wzbudza w nas określone uczucia. Co to jednak mówi o mojej miłości do Chrystusa i Jego ludu, jeśli postanawiam opuścić kościół z powodu stylu muzyki, jaka w nim rozbrzmiewa? Lub gdy jako pastor kościoła marginalizuję znaczną cześć wspólnoty, ponieważ uważam, że należy zmienić styl muzyki na bardziej nowoczesny? Trudno uniknąć wniosku, że zapominam wtedy o tym, iż kościół to przede wszystkim ludzie, a nie miejsce.

Jednocześnie Biblia naucza, że chrześcijanie powinni z wielką troską zabiegać o wszystko, co dzieje się w kościele – o to, co kościół czyni.

Jak zrównoważyć ze sobą te dwie rzeczy – troskę o ludzi oraz o to, co oni robią? Gdyby był to artykuł dotyczący chrześcijańskiego życia rodzinnego, omówilibyśmy szereg rzeczy, które razem robimy: wspólne posiłki, czytanie Pisma Świętego, zabawę i wypoczynek, modlitwę jedni za drugich itp. I mam nadzieję, że pamiętalibyśmy także, iż rodzice będą popełniać błędy, a dzieci pozostaną dziećmi. Rodzina to coś więcej niż tylko instytucja; to grupa ludzi.

Tak samo jest z kościołem. Czy dany kościół nie spełnia twoich oczekiwań w jakimś aspekcie swojej aktywności, np. w kwestii przestrzegania nauczania Biblii na temat przywództwa kościoła? Jeśli tak, pamiętaj, że jest to grupa ludzi, którzy nadal wzrastają w łasce. Kochaj ich. Służ im. Bądź wobec nich cierpliwy. Pamiętaj o tym, jak wygląda życie rodziny. Czy gdy rodzice, rodzeństwo lub dzieci zawiodą twoje oczekiwania, postanawiasz bezzwłocznie wykluczyć ich z rodziny? Mam nadzieję, że im przebaczasz i okazujesz cierpliwość. Może nawet zastanowisz się, czy może to raczej ty powinieneś zmienić swoje oczekiwania! I podobnie powinniśmy zastanowić się, czy potrafimy z miłością i wytrwałością traktować członków kościoła, którzy mają odmienne od nas zdanie, nie spełniają naszych oczekiwań, a nawet grzeszą wobec nas. (Czyż my również nie potrzebujemy przebaczenia, gdy grzeszymy?).

Oczywiście, gdzieś należy postawić granice. Są kościoły, z którymi zapewne wolałbyś się nie wiązać – jako członek, pastor czy nawet sympatyk. Na tę chwilę skupiamy uwagę na podstawowej zasadzie: kościół to ludzie. I czegokolwiek poszukujemy w kościele, czymkolwiek według nas powinien kościół być, musi to być zgodne z tą podstawową biblijną zasadą.

Ludzie, a nie statystyki

Pozwolę sobie podważyć jeszcze jedno błędne przekonanie na temat kościoła, powszechne szczególnie wśród pastorów. Kościół nie tylko nie jest kwestią miejsca, ale również nie jest kwestią statystyki.

Kiedy byłem na studiach, natknąłem się na list, jaki John Brown, pastor z XIX w., napisał do jednego ze swoich studentów, który właśnie został ordynowany na duszpasterza niewielkiej wspólnoty. Pośród licznych porad, zawarł w nim również takie słowa:

Znam próżność twojego serca i wiem, że będziesz zawstydzony, iż twój zbór jest tak mały w porównaniu ze zborami twoich braci; przyjmij jednak pociechę płynącą ze słów starego człowieka, że gdy przyjdzie czas zdać nam sprawę przez Panem Chrystusem, przed tronem Jego sądu, będziesz przekonany, że był wystarczająco duży[1].

Kiedy myślę o zborach, nad którymi postawił mnie Bóg, czuję całą powagę dnia, kiedy przyjdzie mi zdać z tego sprawę przed Bogiem. Czy pragnąłem, aby kościół, którego byłem pastorem, stał się wielki, popularny i rozpoznawalny? By był kościołem, który będzie wywierał wrażenie na innych?

Czy moją motywacją było jedynie „znosić” lub „tolerować” ludzi, których miałem przed sobą, i czekać cierpliwie na chwilę, kiedy będę mógł zmienić kościół tak, jak powinien on, moim zdaniem, wyglądać? Nie chodzi o to, że źle jest pragnąć lepszej przyszłości dla kościoła, ale o to, czy moje pragnienia nie powodują, iż zaczynam reagować obojętnością lub wręcz irytacją wobec świętych Bożych, którzy otaczają mnie w teraźniejszości.

Czy byłem gotów pamiętać, że chodzi o wieczne przeznaczenie kilkudziesięciu osób, głównie starszych, zasiadających przede mną w niedzielne poranki w sali, która mogła pomieścić osiemset osób? Czy byłem w stanie kochać tę garstkę i służyć im, mimo iż ich niebiblijne komitety, archaiczne tradycje i odmienne upodobania muzyczne stały na drodze moim (zasadnym, jak uważam) oczekiwaniom i planom wobec kościoła? I dobrze wiem, że nie tylko pastorzy wpadają w pułapkę „tolerowania” ludzi wokół, wyczekując chwili, kiedy kościół stanie się takim, jakim go sobie wyobrażają.

Kościół to ludzie, a nie miejsce lub statystyki. To ciało zjednoczone z tym, który jest głową. To rodzina, zespolona razem przez adopcję w Chrystusie.

Modlę się, abyśmy jako pastorzy byli zawsze świadomi wielkiej odpowiedzialności za wspólnoty, nad którymi Bóg postawił nas jako pasterzy podległych mu we wszystkim.

Modlę się również, aby każdy chrześcijanin, czy to starszy kościoła, czy niemowlę w wierze, coraz wyraźniej dostrzegał swoją odpowiedzialność, aby kochać, służyć, zachęcać i uczyć odpowiedzialności pozostałych członków rodziny – wspólnoty kościoła. Bo jeśli chodzi o naszych braci i siostry według ciała, ufam, iż rozumiesz już, na czym polegał błąd Kaina, gdy lekceważąco odpowiedział Bogu: Czy jestem stróżem brata mego? (1Moj 4,9). Co więcej, mam nadzieję, że rozumiesz także, o ile większa odpowiedzialność spoczywa na nas za braci i siostry z duchowej rodziny, kościoła.

A wokół niego siedział lud. I powiedzieli mu: Oto matka twoja i bracia twoi, i siostry twoje są przed domem i poszukują cię. I odpowiadając, rzekł im: Któż jest matką moją i braćmi? I powiódł oczyma po tych, którzy wokół niego siedzieli, i rzekł: Oto matka moja i bracia moi. Ktokolwiek czyni wolę Bożą, ten jest moim bratem i siostrą, i matką (Mk 3,32–35).


[1]   .James Hay i Henry Belfrage, Memoir of the Rev. Alexander Waugh (Edinburgh: William Oliphant and Son, 1839), 64–65.

Udostępnij!
    Dołącz!
    Wpisz swój e-mail, aby co dwa tygodnie otrzymywać najnowsze materiały EWC.